Wydawać się może, że kino jest z nami od dawna. Nie żyją już na świecie ludzie pamiętający czasy bez niego, a to głównie za sprawą kilku śmiałków, którzy zapragnęli oderwać się od statycznej fotografii. Przełom XVIII i XIX wieku bez wątpienia możemy zaliczyć do odległych, jednak czy wtedy ktoś zadawał sobie pytanie o rozwój sztuki, do jakiego przyczyni się „ruchome zdjęcie”? Możliwe, że tak, ale czy przy okazji myślał również o drugiej stronie medalu, komercji, jaką dzisiaj tryska prawie cały przemysł telewizyjny? Na iluzję trzeciego wymiaru po pierwszych publicznych projekcjach ówcześni ludzie nie musieli długo czekać, bo już w 1903 r. bracia Lumière zilustrowali w ten sposób przyjazd pociągu na stację. 3D pozostało wtedy dość niszowym wynalazkiem, głównie ze względu na brak odpowiednich urządzeń i analogową konstrukcję filmu.
Rozwój komputerów i cyfrowego świata to naturalne przyczyny dzisiejszego rozkwitu 3D napędzanego sukcesem Avatara. Do niedawna 3D miało trudności z wyjściem poza salę kinową, a już dzisiaj producenci mobilnych urządzeń przekrzykują się za pomocą informacji prasowych, który z nich pierwszy wprowadzi tę technologię na kilkucalowym ekranie bez konieczności używania okularów. Nintendo już w tym miesiącu zaoferuje na japońskim rynku kolejną generację swojej przenośnej konsoli – 3DS, jednak w tym wypadku nie można wrzucać rozrywki i produktywności do jednego worka. O ile w przyszłości moglibyśmy rozszerzyć doznania płynące z zabawy z iluzją trzeciego wymiaru w grach choćby o rozwiązania znane z Kinecta, to nie jestem w stanie sobie wyobrazić, w jaki sposób komórkowy interfejs mógłby zostać udoskonalony, aby być użytecznym w większym stopniu niż tym, z jakim dzisiaj mamy do czynienia.
Pewna firma TAT zajmująca się sprowadzaniem dzisiejszej technologii na designerską stronę stworzyła jakiś czas temu widget, mapę oraz nakładkę na kontakty dla Androida. Każdy z tej trójki korzysta z akcelerometru i zależnie od kąta, jaki tworzy urządzenie z podłożem, system dopasowuje dla nas widok aplikacji. Po uzyskaniu pewnej wartości przykładowo „płaska” lista kontaktów zamienia się w wirtualną szafkę, gdzie konkretne pozycje przypominają mi teczki z dokumentami. Podobnie sprawa mogłaby wyglądać na stacjonarnym komputerze, gdzie odpada problem baterii i wydajności. Przy okazji wykorzystałbym do tego 3D i przeszukując katalogi z udziałem choćby Kinecta mógłbym to robić całkowicie intuicyjnie, z czym byłby problem na telefonie, gdzie jeszcze długo będziemy przyzwyczajeni do stukania w ekran.
Moje wizje zahaczają nieco o hologramy rodem z gwiezdnych wojen, jednak 3D wydaje mi się tylko wstępem do nich. Sama iluzja trzeciego wymiaru na razie służy tylko rozrywce. Osoby wybierające się na takie filmy w większości nie kierują się świetnym scenariuszem, ale doznaniami, jakie płyną z tej technologii. Warto też zdawać sobie sprawę, że nie wszędzie da się ją upchnąć i kwestia niekorzystania ze specjalnych okularów niesie dzisiaj za sobą sporo ograniczeń, jak np. odpowiednia pozycja przed ekranem. Producenci w niesamowity sposób pozycjonują swoje telewizory, ale konkretna, trójwymiarowa filmoteka rośnie zdecydowanie za wolno. Nawet żadna z dominujących, stacjonarnych konsol nie umożliwia jeszcze zabawy z wykorzystaniem 3D. Widocznie na tę przyjemność przyjdzie nam jeszcze poczekać.