Historia człowieka, który pokochał Windows Phone #2: HTC Mozart

Sprzęt jest pryzmatem, przez który postrzegamy oprogramowanie. Nie mobilny system, a ogólne wrażenia często decydują o wyborze telefonu przy przedłużaniu abonamentu. Marka również ma znaczenie. Już na starcie skreśliłem LG i Della, ponadto wygląd słuchawek Samsunga ze zdjęć nigdy do mnie nie przemówił. W taki sposób na polu bitwy został HTC.

Producenci słuchawek z Windows Phone nie mają wiele do powiedzenia w sprawie specyfikacji. Z zewnątrz zawsze będziemy mieć do czynienia z ekranem obsługującym 4-punktowy multi-touch, sześcioma przyciskami funkcyjnymi, przynajmniej 5-megapixelową matrycą aparatu oraz czujnikiem zbliżeniowym. Wnętrze wypełni 8GB pamięci (lub więcej) bez możliwości rozszerzenia, minimalnie 256MB RAMu (w rzeczywistości to zazwyczaj 512), akcelerometr (z kompasem), czujnik oświetlenia i zbliżeniowy, GPU zgodne z DirectX 9 oraz jednordzeniowy Snapdragon (1 GHz), a od czasu prezentacji Nokii Lumia, także 1,4 GHz.

Hardware niczym nie zaskakuje. Brak tutaj dwu-rdzeniowych pozycji, ponieważ Windows Phone po aktualizacji do Mango nadal doskonale radzi sobie z zarządzeniem mocą obliczeniową. Wszystko pozostaje płynne, nawet pod natłokiem subtelnych animacji, które cieszą oko za każdym razem. Jeden rdzeń przekłada się również na zużycie energii, które z reguły powinno być niższe.

Różnice ukazują się gdy podejdziemy do słuchawek od strony bryły. Moda na wielkie ekrany nie ominęła Windows Phone, jednak są i rozsądne pozycje z przekątną poniżej 4 cali. HTC ma ich kilka. Mój wybór padł na Mozarta. Głównie ze względu na dobrze leżącą w dłoni, zaokrągloną obudowę unibody bez błyszczących elementów. Ekran to dokładnie 3,7 cala, a oparty jest o technologię S-LCD, która po prostu działa. Standardowa rozdzielczość 480×800. Kolory i kąty widzenia porównywalne do matrycy IPS, które Apple stosuje w iPhone’ach.

Mozart nie jest duży, zmieści się w każdej kieszeni. Nie mamy tu do czynienia z telefonem grubym, ani też niewiarygodnie płaskim. Kciuk sięga po całym ekranie, nie ma mowy o żadnej gimnastyce, czy produkcie wyłącznie dla osób z dużymi dłońmi. Obok wspomnianego metalu istnieją także wstawki z gumowanego plastiku, które dobrze regulują uślizg i nie przyjmą na siebie odcisków palców od samego spoglądania na nie. Kompromis idealny.

Przycisków mamy pod dostatkiem, ale nie o wszystkich mogę powiedzieć dobre rzeczy. Pod ekranem standard dla Windows Phone – cofnij, powrót do ekranu głównego, szukaj. Wszystkie trzy są dotykowe i reagują odpowiednio. Nie wywołują funkcji od przypadkowego machnięcia, a brak skoku procentuje, ponieważ często się ich używa. Reszta to fizyczne odpowiedniki. Przycisk budzenia/usypiania prezentuje się najlepiej pośród tej stawki. Łączony, od głośności jakby umieszczony był za nisko, dodatkowo w lekkim kanaliku, co nie wpływa dobrze na wyczucie jego końców. Z początku wymaga to przyzwyczajenia, szczególnie gdy system nie odsługuje różnych głóśności dla dźwięków aplikacji trzecich (np. muzyki) i dzwonków.

Przycisk dedykowany aparatowi nie jest najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku. Zdecydowanie bardziej na rękę mi tapnięcie w ekran. Znika przy tym problem poruszenia telefonu przy samym fakcie wykonania zdjęcia, tzn. drugim stopniu wciśnięcia. Aparat natomiast nie należy do najlepszych, jednak autofocus jest zdecydowany i szybki. 8 mpix objawia się tylko w rozmiarze zdjęć. Jedyna zaleta tak dużych rozdzielczości to możliwość zbliżenia przy ujęciu dużego rozkładu autobusów, całej tablicy informacyjnej, czy rozległych notatek. Właściwie to są jedyne okoliczności, gdzie chciałbym z aparatu w telefonie korzystać. Wszędzie indziej zabieram lustrzankę, która ma nawet mniej megapikseli. :)

To co wyróżnia HTC to dioda sygnalizacyjna. Stosują ją od niepamiętnych czasów. Mój poprzedni telefon, Wizard miał ich aż dwie. W Mozarcie umieszczono ją pod osłoną głośnika do rozmów i informuje o nieodebranych połączeniach, poziomie naładowania akumulatora, migając lub zmieniając kolor. Jest to szczególnie przydatne, gdy telefon leży na biurku, nie ma potrzeby fatygowania się do niego, aby sprawdzić czy coś nas nie przeoczyło.

Nazwa powinna do czegoś zobowiązywać. HTC deklaruje zgodność z Dolby Mobile i SRS, ale ja nie wiem pod jaką postacią mógłbym te technologie wykorzystywać. Wieczorem podpinam telefon do wzmacniacza stereo i puszczam jeden album do snu. W trakcie drogi do szkoły często mam słuchawki w uszach i nie jestem w stanie usłyszeć różnić w porównaniu do prostej Sansy Express od Sandiska. Brakuje przejściówek z micro USB na HDMI, nie wspominając już o streamingu choćby aktualnie odtwarzanego filmiku na YouTube do aplikacji Zune (dostęp do biblioteki telefonu i zdalne odtwarzanie bezpośrednio z niej jest dostępne, także bezprzewodowa synchronizacja po WiFi). Spory nacisk kładziony był w odtwarzaczu Zune HD na zarządzanie z poziomu telewizora, a tutaj po prostu Microsoft zapomina o tej kwesti…

Mozart niczym nie zaskakuje, ale również niczym nie zraża do siebie w taki sposób, aby unikać go jak ognia. Jest dobrym kawałkiem obudowy unibody, w którym zamknięto podzespoły wymagane przez Microsoft. Bateria nie ma problemów z zapewnieniem zasilania na całą dobę przy aktywnym korzystaniu. Nikt nie wspomina o traceniu zasięgu, a głośnik od rozmów zapewnia dobre słyszenie rozmówcy.

Obcowanie z Windows Phone na tym telefonie jest przyjemnością i to system powinien mieć to coś, co nie pozwoli na rozstanie. Na chwilę obecną jak najbardziej ma. Chętnie widziałbym kontynuację, poprawkę na przyciski głośności. Wersję z większą ilością pamięci wewnętrznej (dostępną nie tylko dla klientów jednej sieci), ale i tak Mozart zostanie moim telefonem jeszcze przez długi czas.

PS: Kwestia pamięci wewnętrznej jest ciekawie rozwiązania, ponieważ we wnętrzu mamy zamontowaną 8GB kartę Micro SD, którą możemy wymienić na własną rękę na 16GB model (przy 32GB użytkownicy raportują problemy ze stabilnością).