W kręgach geekowskich geolokalizacja jest obecna i ma się całkiem nieźle. Nawet w Polsce używamy Foursquare’a i Facebook Places, choć korzysta z nich relatywnie mało osób. Sensu ma to niewiele, obnażanie naszej prywatnej sfery zaszło już tak daleko, że nie tylko dzielimy się swoimi myślami, przekonaniami i sprawami osobistymi – dzielimy się także miejscem pobytu. Gdyby Foursquare mógł zaoferować nam, użytkownikom coś więcej, niż tylko głupią grywalizację i obnoszenie się z tym, że piję kawę w Starbucksie… Przyszłość maluje się na szaro… szaro i nudno…
W czerwcu Foursquare świętował 10 milionów użytkowników (358 milionów check-inów poza USA). Niewiele, malutko, tyci tyci. Przyjmijmy optymistycznie, że w Polsce wykonano 5% meldunków, co daje nam 18 milionów odznaczeń. Trudno dotrzeć do statystyk odwołujących się do użytkowania aplikacji przez Polaków. Załóżmy jednak, że co setna osoba z kraju nad Wisłą korzysta z serwisu geolokalizacyjnego. Po krótkich obliczeniach dochodzimy do wniosku, że Foursquare mało kto z nas używa. Około 50 check-inów na osobę? Słabiuteńko…
Doskonale zdaję sobie sprawę, że moi znajomi checkinują się o wiele częściej, ale nie zmienia to faktu, że o Foursquare niewielu słyszało, a jeszcze mniej osób narzędzia używa. Nie jest to wina samej usługi, nie jest to także wina braku edukacji w tej kwestii. Przyczyny są oczywiste i odwołują się do naszej psychiki.
Nie chronimy swojej prywatności w Sieci, bez zastanowienia wrzucamy zdjęcia i dzielimy się przeżyciami, myślami i poglądami. Apriorycznie zakładamy, że problem kradzieży tożsamości i podobnych, nieprzyjemnych spraw nas nie dotyczy. Jeśli zaś chodzi o czekinowanie się – działanie stricte personalne (tożsamość można ukraść, jednak nie fizycznie), to mamy przed tym uprzedzenia. Boimy się, że ktoś może dowiedzieć się gdzie bywamy i na przykład nas okraść. O wiele bardziej boli nas perspektywa bezpośredniego spotkania się na przykład z zagrożeniem, aniżeli problem istniejący jedynie w granicach internetu. Nie odznaczamy się w miejscach tak samo jak nie krzyczymy przez balkon, że właśnie mieliśmy dobry seks. Na Facebooku chętniej podzielimy się taką informacją, bo jest ona niejako “odrealniona”. Wpis na Facebooku o treści: “Byłem dziś w Galerii” stwarza pewnego rodzaju barierę, która nas chroni. To już było, teraz mnie tam nie ma, nic mi nie grozi. Odznaczenie via Foursquare powoduje poczucie “zdradzania swojej pozycji”.
Drugim problemem jest fakt, że Foursquare nie przekonuje nas do korzystania z usługi. Amerykanie używają tego narzędzia, bo – dla przykładu – kawiarnie mogą zaoferować im darmową kawę dlatego, że zameldowali się u nich już 5 razy. Polscy przedsiębiorcy nie są w tej kwestii wyedukowani, nikt nie dzieli się z nimi informacjami na temat możliwości wykonania ciekawej akcji – z zyskiem dla klientów i właścicieli samych knajp. No ale jak można planować akcje z wykorzystaniem Foursquare, skoro tak mało osób korzysta z tej usługi? Robi nam się więc błędne koło: użytkownicy nie używają Foursquare, bo nie dostają nic w zamian; przedsiębiorcy nie dają użytkownikom bonusów, bo tych użytkowników prawie nie ma.
Wydaje mi się, że jedynym sposobem rozwiązania tego problemu jest edukowanie obu stron w kwestiach możliwości wykorzystania usług geolokalizacyjnych. Póki co wygląda na to, że jedynym motorem napędowym Foursquare’a jest grywalizacja polegająca na zbieraniu odznak i nabijaniu punktów.
PS. Żeby nie było, że w Polsce nikt kampanii z użyciem takich usług nie robi: przegląd kampanii z wykorzysaniem usług geolokalizacyjnych. Przedostatni akapit opisuje usługę “Lokter”. Z Foursquare w Polsce bawiło się zaś Sony.