NaTemat.pl – polski odpowiednik The Huffington Post?

Nie oglądam telewizji, nie interesuję się polityką, dlatego postać Tomasza Lisa znałem głównie ze słyszenia – ot, dziennikarz co to ma jakiś program na “Dwójce”. To nazwisko zaczęło być dla mnie ważniejsze wraz z zapowiedzią nowego serwisu, mającego zrewolucjonizować treści, jakie są dostarczane internautom. Taki polski Huffington Post, bazujący głównie na opiniach.

NaTemat.pl, bo tak się nazywa (swoją drogą nazwa dosyć nijaka) wystartował dzisiaj, to jest 22 lutego 2012 roku. Pierwsze co zobaczyłem, gdy wszedłem na stronę to był chaos, wszechobecny chaos. Wielkie zdjęcie prowadzące do wpisu, pod nim dwa linki (prawdopodobnie o powiązanej tematyce), niżej cztery fotki, a potem trzy. Wygląda mi to bardziej na inspirowanie się The Verge, niż Huffington Post – według mnie to dobrze, ponieważ Verge ma jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy wygląd strony. Skoro już jesteśmy przy designie, to on sam w sobie nie powala – ot względnie poprawnie zrobiony serwis, nie ma miejsca na “ochy” i “achy”. Wszystko się kończy w momencie, kiedy wejdziemy w jeden z wpisów. Proste tło, duża czcionka, brak zbędnych grafik – jakby użyć Readera znanego z Safari na OS X. To jest bardzo in plus.

Wspomniałem o wpisach, na nich powinienem się skupić ponieważ to one będą wyznacznikiem jakości NaTemat. Tutaj nie ma się o co martwić, bowiem autorzy to zarówno politycy, dziennikarze, jak i fotografowie, blogerzy czy przedsiębiorcy. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Mam nadzieję, że ktoś tę grupę osób zmotywuje do regularnego pisania.

Jak to prawdziwy Polak ma w zwyczaju, trzeba też na coś ponarzekać, a jest to wspomniany na początku chaos. Chodzi mi tutaj głównie o wymieszanie tematów, wskutek czego znalezienie czegoś ciekawego może nam zając dłuższą chwilę. Niby możemy przeglądać tylko blogi (ponieważ tak naprawdę jest to skupisko wielu blogów) wybranych osób, ale czasami może się okazać tak, że nieznany dla nas autor popełni ciekawy wpis? Taki problem rozwiązałoby coś na wzór interiowskiego Dinga. Kolejnym dziwnym zagraniem jest reklama Play wpisana w wygląd serwisu niczym inne wpisy – nieładnie. Poza tym bardzo spodobał mi się tekst o parówkach, który jest zupełnie bez sensu, ale jest. Co ciekawe, wspomina tylko o jednej stacji paliw, na której można kupić hot-doga. Przypadek czy może reklama, i dlaczego to drugie?

Po kilku wizytach w serwisie NaTemat.pl mam mieszane uczucia: widać, że ktoś się starał, ale za bardo mu to nie wyszło. Reklamy udające wpisy też nie robią poprawiają wizerunku, a trudne do odnalezienia teksty, to kolejny minus. Jak dla mnie, Tomasz Lis zamiast nazywać projekt “Coś Nowego” mógł użyć “Nic Nowego”, przynajmniej nie byłoby rozczarowań.