Za Waszymi plecami przepchnięta zostanie ustawa, która Was także dotyczy!

Od 2007 roku nad ACTA pracowało grono osób, które nijak nie związane były z Unią Europejską. Przez trzy lata powstawał tajny szkic dokumentu, którego wycieki co jakiś czas publikował portal WikiLeaks. Dopiero w kwietniu ubiegłego roku ujawniono szkic ACTA, a w listopadzie 2010 roku zatwierdzono gotowy dokument. Twórcy ustawy przepychają ją za naszymi plecami, utajniając posiedzenia i narady. Niech za przykład posłuży nota prasowa z 17 grudnia, kiedy to Komisja Europejska przyjęła ACTA i wypuściła informację dotyczącą teoretycznie “Rolnictwa i rybołówstwa” (sic!), gdzie na którejś ze stron noty prasowej odnajdujemy tekst:

To zadziwiające, że media takie jak telewizja, radio i prasa nie poruszają tematu ustawy, która w tak dużym stopniu dotyczy obywateli naszego kraju (nie tylko). Ustawy, która de facto ogranicza wolność w internecie i w imię walki z plagiatorami przerzuca odpowiedzialność na dostawców internetu. Postanowienia ustawy nie są “bolesne” dla pospolitego zjadacza chleba, ale mogą uderzyć w branżę startupów, bloggerów i osoby aktywnie działające w internecie.

Rada przyjęła decyzję upoważniającą do podpisania porozumienia handlowego przeciw podróbkom (ACTA) z Australią, Kanadą, Japonią, Republiką Korei, Meksykiem, Maroko, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i Stanami Zjednoczonymi.

Skrzętnie ukryte, prawda? Podczas otwartych konsultacji w sprawie ACTA w Meksyku osoba relacjonująca debatę na Twitterze została wyproszona z sali. Widać nie w smak politykom i lobbystom takie zachowania. A przecież wszyscy wypierają się atmosfery tajemniczości. W takim razie dlaczego nikt nic nie chce oficjalnie powiedzieć? Czy słyszeliście w wiadomościach albo czytaliście w prasie, że na początku 2012 roku w Polsce ACTA zostanie przyjęte? Nie. To wiedzcie, że tak właśnie się stanie i jest to informacja oficjalnie potwierdzona.

Najbardziej bolesne, dwa postanowienia ACTA to:

  • odpowiedzialność za niektóre czynności dokonywane przez internautów spada na dostawców internetu (a czy oni mają na nich wpływ?),
  • przewidywane są wyższe odszkodowania w przypadku, gdy firma/startup naruszy własność intelektualną innego podmiotu,

ACTA nie ogranicza wolności obywateli w takim stopniu jak amerykańska SOPA (gdzie strona może zostać zablokowana bez podania konkretnej przyczyny). W każdym razie bardziej boli fakt, że cokolwiek przepychane jest za naszymi plecami. Demokracja? A gdzie tam… Nie powinno więc dziwić polityków, że wszyscy oponują przeciwko ACTA – trzymanie działań w tajemnicy sprawia wrażenie ukrywania czegoś przed obywatelami (i tak w rzeczywistości jest).

Z wycieków z WikiLeaks wynika jasno, że ACTA miała zostać przepchnięta tak, aby nie dowiedziały się o niej WHO i WIPO. Unia Europejska nie zleciła utworzenia tekstu ustawy, UE ma jedynie zaakceptować dokumenty, bądź oddać je do ponownego rozpatrzenia. Nie ma praktycznie żadnego wpływu na ich treść, obywatele także nie mają nic do powiedzenia.

Dlaczego więc piszę o ACTA, skoro nie jest to amerykańska SOPA i nie wprowadza tak drakońskiego prawa? Aby zwrócić Waszą uwagę na to, że rzeczy mające największy wpływ na internet dzieją się za naszymi plecami, są zatwierdzane po cichu, bez rozgłosu. ACTA to tylko preludium, za kilka lat w życie mogłaby wejść ustawa, która ogranicza wolność w internecie w większym stopniu niż SOPA. Będzie cicho, spokojnie, aż nagle okaże się, że ktoś za naszymi plecami postanowił, że od dzisiaj czegoś w internecie robić nie możesz. Bądźmy bardziej świadomymi internautami. To, że o czymś media nie mówią nie oznacza, że tego [problemu] nie ma.

[ź] di.com.pl