Joystick, dyskietki, bug w Turricanie i skoki narciarskie, z którymi nie daliśmy sobie rady

Nie jestem stary. Nie jestem także dzieciakiem, którego wychowanie ograniczało się do: “Jak było w szkole? – Dobrze mamo, zakładam słuchawki i pogram w Call of Duty, więc jak coś, to nie słyszę!“. Wychowałem się na podwórku (nie mylić z raperami, śpiewającymi o ciężkim dzieciństwie w blokowisku), gdzie słowo “komputer” było wyrazem obcym. Wyraźnie pamiętam pierwsze spotkanie z tym urządzeniem. Miałem wtedy może 5 czy 6 lat i bardzo to przeżyłem, tym bardziej nie rozumiem obojętności osób wspominających o swoich pierwszych telefonach komórkowych, konsolach i komputerach. Po raz pierwszy trzymałem w ręce telefon komórkowy prawdopodobnie dopiero po półmetku szkoły podstawowej.

Amiga 2000 była moją pierwszą miłością. Miałem 5 lub 6 lat. Kolega z bloku dostał komputer od cioci z Niemiec. W pamięci utkwił mi duży joystick, który na rynku “u Ruskich” kosztował wtedy grosze. Wytrzymywał ściskanie, ciskanie o podłogę i gryzienie. Czy dzisiejsze joysticki byłyby zdolne znieść takie katusze?

Była też myszka, której się chyba nie używało oraz klawiatura, z której także praktycznie nie korzystaliśmy. Nie była potrzebna do grania w tak kultowe tytuły jak “Turrican 2”, “Północ Południe” czy “Lotus”. Przypominam sobie, że dostrzegliśmy na niej przycisk “Caps Lock” – teraz bardzo dobrze wszystkim znany, dla nas – wtedy – tajemniczy tak bardzo, że głowiliśmy się tygodniami, do czego może służyć. Zagadka w końcu nie została rozwiązana, założyliśmy jednak dwie możliwości. Mógł on pomagać w otwieraniu zakapslowanych butelek albo mieć związek z odblokowywaniem tajemnic w grze. Przyjęliśmy pierwszą wersję, która była jeszcze bardziej tajemnicza od samego klawisza. No bo jak to tak? Otwieranie Coca-Coli klawiaturą?

Cannon Fodder 2 – ponoć powstaje trzecia odsłona tej znakomitej gry

Gry mieściły się przeważnie na kilku dyskietkach, które kolejno wkładaliśmy do napędu. Pierwszy wkład w naukę języka angielskiego u takich maluchów jak my to napis: “Insert disk [numerek]“. Pamiętam go dobrze. Zanim gra się załadowała, można było albo wyjść do sklepu po paczkę czipsów z kapslami Metal Tazzo (rzecz jasna jedna osoba zostawała w domu i przekładała dyskietki), albo pójść kolejno do toalety, zakładając, że u kolegi znajdowało się minimum 6 osób…

Nie potrafię przypomnieć sobie, czy nawigowanie w menu odbywało się za pomocą joysticka. Nie potrafię przypomnieć sobie, w jaki sposób dokonywało się zapisu gry, ani tego, czy urządzenie wyposażono w jakiś specyficzny system operacyjny. Oczywiście, że mógłbym to sprawdzić, ale wolę sięgać pamięcią do zamglonych wspomnień, wzbogaconych dużą dawką sentymentu i magii, kryjącej się w tamtych dniach. Mam wrażenie, że spotkanie z konsolą dzisiaj dostarczyłoby mi więcej wrażeń niż demo PESA 2013, w które zagrywam się od tygodnia.

Na jego miejscu i tak wybrałbym Amigę… :)

Zabawy było co nie miara. Rok temu odkryłem emulator Amigi (WinUAE – dla ciekawych), wgrałem ROM (Kickstart) i pobrałem kolejno: “Samochody”, “Północ Południe”, “Olimpiadę”, “Robocika”, “Latającą Żabkę” i “Żołnierzy”. Do Was należy zadanie odszyfrowania tytułów kryjących się pod nazwami, których używaliśmy w dzieciństwie. Nie wiedziałem, że Cannon Fodder 2 tak się właściwie nazywa. Dla mnie były to właśnie “Żołnierzyki”. Ileż ja się napociłem, aby tytuł tej gry odnaleźć i zemulować…

Emulator to nie to samo. Emulator nie oddaje klimatu wyskakujących dyskietek, monitor LCD musiałbym zamienić na stary, pożółkły CRT. Musiałbym – tak jak w dzieciństwie – usiąść na podłodze wraz z kolegą, chwycić w dłoń joystick z wielką, czerwoną gałką, zasłonić okna i oddać się rozgrywce w świecie niewyraźnych dźwięków. Klimatu tamtych dni nie da się emulować…

Graliśmy od dnia do nocy. Najpierw w Północ Południe (nie pytajcie mnie, skąd miał te wszystkie gry – torrentów wtedy nie było), później w Turricana 2, którego nie potrafiliśmy przejść. W wieku 5 lat po raz pierwszy spotkałem się z bugiem w grze. Rzecz jasna nie zdawałem sobie sprawy, że tak się to nazywa. W grze sterowaliśmy robotem, zaś ów robot w pewnym momencie stawał przy ścianie, której nie dało się nijak obejść. Dzisiaj zapewne poszukalibyśmy patcha, rozwiązania na forum albo zapytali na Facebooku. Wtedy nie było takich możliwości, więc szukaliśmy rozwiązania na własną rękę przez kilka dni. Nie nużyło nas to – wręcz przeciwnie – odkryliśmy kilka sekretów w grze. W końcu daliśmy sobie spokój i chwyciliśmy za kolejną pozycję.

Jazz Jackrabbit ze spluwą, czyli Turrican 2

Igrzyska Zimowe 94 Lillehammer były (i są nadal!) cudowną grą, w której mnie i mojego kolegę zawsze pobijał jego starszy brat. Strzelanie do tarczy, slalom gigant czy zjazd bobslejem – niesamowita zabawa. Problem pojawiał się przy skokach narciarskich, o których nic nie wiedzieliśmy. Małyszomania miała wybuchnąć za około 6 lat.  Zasad musieliśmy nauczyć się sami. Skoczek w grze nigdy nie chciał lądować i zawsze upadał. Uformowaliśmy kolejną opinię, już nie tak bardzo “abstrakcyjną” jak teza o “Caps Locku” – trzeba wcisnąć z odpowiednią szybkością, odpowiednią ilość razy spację na klawiaturze. Obydwie zmienne pozostały nam nieznane do dziś…

Niestety, nie pamiętam, co stało się później z moją pierwszą miłością. Ileż konsol przewinęło się później przez moje ręce. Od Segi Mega Drive i Pegazusów po Dreamcasta i Nintendo64. Żadna jednak nie była tak magiczna jak Amiga – stara poczciwa Amiga 2000 od cioci z Niemiec. Postanowiłem niedawno, że kiedyś kupię Amigę, moją pierwszą miłość. Mam nadzieję, że moja dziewczyna nie będzie o nią zazdrosna. A jeśli będzie, to spakuje rzeczy i pojedzie do mamusi – ja zaś zamieszkam z Amigą :)

Przypominasz sobie tamte czasy? Podziel się swoimi wspomnieniami w komentarzach :)

[ź] blog.demodulated.com, back2roots.org, fotopedia.com