Sieć z gniazdka elektrycznego czyli test FRITZ!Powerline 500E

Pamiętam gdy na przełomie wieków (XX i XXI), w mediach, szczególnie tych technologicznych, pisano i mówiono, że już niedługo dostęp do internetu możliwy będzie za pośrednictwem każdego gniazdka elektrycznego. Miała to umożliwić technologia znana dzisiaj jako PLC. Według informacji z tamtego okresu, dostawcy energii mieli, niczym firmy telekomunikacyjne rozpocząć świadczenie usług konkurencyjnych dla raczkującego wtedy ADSL lub kablówkowego DOCSIS. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Technologia jednak nie zaginęła. Dzisiaj mam dla Was test urządzenia FRITZ!Powerline 500E, za pomocą którego możliwa jest rozbudowa istniejącej sieci lokalnej przy użyciu technologi PLC.
Sieć z gniazdka elektrycznego czyli test FRITZ!Powerline 500E

Kilka słów o testowanym urządzeniu

FRITZ!Powerline 500E to zestaw dwóch urządzeń sieciowych tworzących połączenie pomiędzy gniazdkami elektrycznymi. Oba urządzenia są wykonane w stylu wtyczek elektrycznych ze zintegrowanymi portami sieci Ethernet, do których podłączyć możemy każde urządzenie wymagające połączenia z siecią. To w sumie wszystko.

Dla kogo urządzenie typu Powerline?

Według mnie produkty tego typu są wciąż stosunkowo drogie. Uważam jednak, że istnieją sytuacje, w których warto zapłacić około 300-400 zł za zestaw Powerline, bowiem alternatywne rozwiązania będą trudniejsze w realizacji. Załóżmy, że mieszkacie w starym, dwukondygnacyjnym domu z grubymi ścianami i stropami. Na parterze macie router podłączony do internetu, a na piętrze komputer, który wymaga kablowego połączenia z siecią (np. w celu zachowania maksymalnej prędkości łącza, która przy użyciu Wi-Fi jest zazwyczaj nie możliwa). Ze względu na styl budownictwa nie możemy jednak położyć tego dodatkowego kabla lub jest to nieopłacalne bo koszty prac koniecznych do rozbudowy instalacji były by wysokie. Wtedy tańszym i na pewno mniej inwazyjnym rozwiązaniem jest właśnie komplet urządzeń typu Powerline, który połączy oba punkty za pośrednictwem sieci elektrycznej.

fritz-powerline-500e_002

Jak to sprawdza się w praktyce?

Testowałem opisywany produkt przez kilka tygodni. FRITZ!Powerline 500E deklaruje, że prędkość transmisji realizowanej pomiędzy modułami wynosi do 500 Mbit/s. Moja sieć domowa pracuje jednak tylko z prędkością 100 Mbit/s dlatego mogę jedynie stwierdzić, że moduły są w stanie osiągnąć taką właśnie prędkością. Transmisja jest bardzo stabilna, a wynik nawet na poziomie 100 Mbit/s wydaje bardzo dobry. Jest to bowiem prędkość wystarczająca do streamowania multimediów, a nawet plików wideo z dużym bitratem.

Na tych ostatnich właśnie czyli multimediach, skupiłem się w swoich testach. Z pomocą FRITZ!Powerline 500E podłączyłem do sieci następujące urządzenia: tuner satelitarny, Apple TV, Netia Player oraz konsolę OUYA. Wszystko to oczywiście z udziałem dodatkowego switcha, bo opisywany moduł posiada jeden port Ethernet. Pomimo to wszystko działało bardzo sprawnie. Oglądałem telewizję IPTV, streamowałem firmy przez Airplay, słuchałem radia internetowego przez tuner satelitarny (który posiada taką funkcję) oraz pobierałem gry dla OUYA. W trakcie tych testów nie zaobserwowałem żadnego problemu. Całość po prostu działa.

Jako, że FRITZ!Powerline 500E jest produktem transmitującym dane przez sieć elektryczną, automatycznie pojawiają się dwa pytania: co z bezpieczeństwem transmisji danych oraz jak wygląda zużycie energii? Zacznę od końca. FRITZ! deklaruje, że w trakcie normalnej pracy moduły zużywają nie więcej niż 3W, a gdy nie odbywa się komunikacja przechodzą w tryb oszczędzania energii. Jeśli natomiast chodzi o bezpieczeństwo transmisji, producent zapewnia szyfrowanie AES 128-bit, ale ciężko jest mi zweryfikować skuteczność takiego mechanizmu.

Podsumowanie – kupić czy nie kupić?

Jeśli potrzebujesz fizycznego (kablowego) połączenia z siecią, a z różnych powodów nie możesz lub nie chcesz położyć dodatkowego przewodu, wtedy FRITZ!Powerline 500E to produkt dla Ciebie. Pamiętaj jednak, że w porównaniu z typowymi sprzętami sieciowymi jest to opcja premium, za którą trzeba dodatkowo zapłacić. Biorąc jednak pod uwagę wygodę i minimalną inwazyjność, warto według mnie wydać nieco więcej.