Zakupy grupowe to masa problemów nie tylko dla klientów

Zakupy grupowe są doskonałym sposobem na zaoszczędzenie nieco grosza i poznanie nowych, interesujących miejsc. Niestety coraz częściej pojawiają się głosy krytykujące trend, który zapoczątkowany został po wejściu Groupona do Polski. Pierwsze koty za płoty, pierwsze peany pod dywan – Groupon i jego klony muszą stawić czoła wyzwaniom, które jeszcze do niedawna nie stanowiły problemów albo były problemami niewielkiej rangi. Jeśli w tym biznesie nic się nie ruszy, to wieszczę szybki spadek zainteresowania serwisami tego typu.

Historia niebywałego sukcesu

Amerykański Groupon wystartował w listopadzie 2008 roku. Jestem pewien, że nie słyszeliście wtedy o tym start-upie, ponieważ w Polsce nikt jeszcze nie planował sklonowania go i przeniesienia na rodzime podwórko. Dopiero 21 kwietnia 2010 roku oficjalny, polski start ma CityDeal. Serwis ten był klonem Groupona, który funkcjonował (i to bardzo dobrze) także w Niemczech, Włoszech, Holandii czy Szwecji. Po niespełna miesiącu, 18 maja 2010 roku, CityDeal zostaje przejęty przez Groupona i funkcjonuje początkowo pod nazwą “Groupon CityDeal”.

Grouponowi wiodło się przez pierwsze trzy lata (w tym rok w Polsce) bardzo dobrze, a świadczą o tym statystyki. W 2010 roku amerykański serwis wyceniany był na 1,35 miliarda dolarów. Groupon.pl w ciągu roku sprzedał ponad 1,5 miliona kuponów. W 2011 roku Groupon zatrudnia już 7 tysięcy osób zaś listopadzie bieżącego roku wchodzi na giełdę.

W tym czasie na polskim rynku pojawiają się klony Groupona z Gruperem na czele. Dobitnie pokazuje to, że każdy chce uszczknąć kawałek z tortu jakim jest branża zakupów grupowych. Wysyp klonów komentowany jest w seci, Facebook startuje z “Facebook Deals”, Google uruchamia “Google Offers”. Gdy wydaje się, że rynek jest już przesycony wpycha się na niego Allegro (Citeam.pl) i Agora (Happyday.pl). O2 zalicza wpadkę i wycofuje się z projektu Ruszaj.pl (teraz Snobka.pl) i wciąż czekamy na serwis ZumiDeal.pl od Onetu.

Bolączki tego biznesu

Serwisy oferujące kupony zniżkowe muszą walczyć z przeróżnymi bolączkami. Większość z nich można było zaliczyć do “problemów wieku dziecięcego” – piszę w czasie przeszłym, ponieważ Groupon i jego klony miały masę czasu, aby się rozwinąć. Miast tego stoją w miejscu i nie rozwiązują problemów, na które narzekają klienci i – co gorsza – usługodawcy.

Lista problemów wygląda następująco:

  • Usługodawcy źle traktują klientów,
  • Firmy nie starają się zatrzymywać klientów, a więc nie mają zysków (por. Groupon to marketing, a nie sprzedaż). Znam tylko jedno miejsce, którego szefostwo łapie klientów i oferuje im zniżki wewnątrz własnego systemu SMS. Miejscem tym jest klub billardowy FreeBall na gdańskim Suchaninie.
  • usługodawcy podbijają ceny wyjściowe tak, by nie stracić. Proceder ten został wykryty wielokrotnie – wystarczy spojrzeć na Wykop.pl i tym samym tracimy zaufanie do serwisów oferujących zniżki,
  • niektóre serwisy zmuszają usługodawców do podpisania umowy lojalnościowej na rok lub dwa lata. W myśl tej umowy usługodawca nie może “reklamować się” w serwisach konkurencji. Reklama w jednym, dobrym serwisie (przedstawiciele chwalą się statystykami) ma być wystarczająca. A co, gdy serwis zacznie podupadać, a nam potrzebna będzie promocja bądź napływ klientów?
  • beznadziejne zniżki na te same usługi (sushi, fryzjer, spa, mikrodermabrazja…),
  • brak podziału tematycznego i dopasowania ofert pod klienta,
  • wkurzające nas reklamy zniżek, które niewiele wspólnego mają z prawdą. Ostatnio oberwało się za to Grouponowi u Rady Reklamy,
  • w sumie to wolimy Allegro, jednak po ostatnich podwyżkach prowizji wielu przeniosło się na Aukcjusza.

Sprzedawcom nie jest lepiej

Nie jest prawdą, że wyjście z kuponami do klientów to bajka z happy endem. Niektórym usługodawcom udaje się zarobić, inni robią swoim klubom czy restauracjom niesamowitą reklamę. Ludzie wracają w fajne miejsca z dobrą atmosferą i miłą obsługą. Jeśli jednego z tych trzech czynników zabraknie to “wejście w kupony” okazuje się stratą czasu i energii.

Historię Jessie opublikował TechCrunch. Znajomi namówili ją na wkroczenie w świat zniżek i zaproponowanie klientom takowych. Groupon przysłał jej materiał wideo, w którym wyjaśniał kilka aspektów zakupów grupowych. Słabo wyedukowana w tej kwestii Jessie miała problemy z obsługą klientów. Złote góry okazały się jedynie mrzonką. Przedstawiciele Groupona twierdzili, że 96% klientów płaci ponad kupon. Rzeczywistość zweryfikowała te oczekiwania, Jessie myślała, że kwoty “ponad kupon” opiewać będą na kilka dolarów, a nie 10 centów… Właścicielka kawiarni umowę z Grouponem nazwała “najgorszą decyzją jaką podjęła w swoim życiu”.

Innym przykładem “nieudanej akcji” okazał się deal z babeczkami typu cupcake, o którym głośno zrobiło się kilka dni temu. Piekarnia otrzymała 8,5 tysiąca zamówień na babeczki (dopiero wtedy Groupon zablokował deal), każde zamówienie na tuzin wypieków. W ciągu miesiąca zatrudniająca 8 osób piekarnia potrafi zrobić 100 ciasteczek. Zatrudnienie dodatkowych 25 osób, by wyrobić się z upieczeniem 102.000 muffinek wygenerowało firmie ogromne straty. Obliczono, że na każdej babeczce traci ona 2,5 funta, bowiem wynajęcie zewnętrznej agencji kosztowało firmę $19.500. Innym case’m jest sprawa fryzjera, o której przeczytacie tutaj.

Groupon potrafi nakręcić biznes, ale także go zrujnować. Niefrasobliwość przedstawicieli serwisów ze zniżkami może spowodować, że za kilka miesięcy kawiarnia kolejnej osoby zbankrutuje. Lukratywny wydawałoby się interes może wykończyć nie jedną osobę. Zakupy grupowe to nadal jeden z wiodących trendów – na jak długo? Na tak długo jak klienci będą znosić problemy, za którymi stoją firmy wciągające usługodawców do inwestowania w zakupy grupowe. Jeśli więc skorzystaliście z kuponu w pubie, a miejsce przypadło Wam do gustu, zaproście tam znajomych i pozwólcie szefowi zarobić. Chętnie kupuję karnety na siłownię i basen, już bez kuponu zniżkowego. Znajomych zapraszam na billard na Suchanino, gdzie autobus jedzie 25 minut. Mam klub billardowy pod blokiem, jednak wybieram się na odległą dzielnicę Gdańska tylko dlatego, że gdy byłem tam po raz pierwszy nie potraktowano mnie jak klienta drugiej kategorii…