Białoruś to kraj z daleko posuniętym systemem totalitarnym, przez co pewne ustawy, o których nie do pomyślenia, by zostały wprowadzone w normalnym kraju, udaje się wprowadzić. Wraz z dniem 6 stycznia bieżącego roku białoruski internet będzie izolowany od usług firm działających poza Białorusią. Korzystanie ze stron internetowych usługodawców spoza kraju będzie równoznaczne z popełnieniem przestępstwa. Smutny żart? Smutna rzeczywistość…
Nowa białoruska ustawa wprowadza następujące rozporządzenia:
- Firmy działające na terenie Białorusi muszą zarejestrować domenę .by,
- internauci mają zakaz korzystania z zagranicznych serwisów (kara grzywny),
- dostawcy internetu mogą blokować użytkownikom dostęp do wybranych stron internetowych,
- rząd może tworzyć czarne listy stron i blokować dostęp do nich w całym kraju,
- kafejki internetowe (nadal popularne u naszego wschodniego sąsiada) mogą zostać zamknięte, jeżeli klient wchodzi na zagraniczne strony internetowe. Właściciel kafejki musi prowadzić stosowny rejestr,
- zagraniczna firma może zostać pociągnięta do odpowiedzialności za to, że udostępniła użytkownikowi z Białorusi swoją usługę. Dla przykładu Amazon może zostać pozwany za wysłanie białoruskiemu kupującemu przedmiotu,
- osoba udostępniająca prywatnie komputer znajomemu także może zostać pociągnięta do odpowiedzialności za to, że przyjaciel skorzystał z zagranicznej strony internetowej używając w tym celu jego komputera,
Przy drakońskim prawie z Białorusi bledną takie akty jak ACTA, SOPA (dawniej PROTECT-IP), czy regulacje rodem z Chin. Jestem ciekaw w jaki sposób białoruskie prawo będzie egzekwowane i jak poradzą sobie z blokadami internauci. Wszak wiadomo, że wszystko da się obejść…