Dokładnie tydzień temu Wyborcza opublikowałą artykuł pt. Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo: e-book, autorstwa Vadima Makarenko. Przeczytałem, rzuciłem nim dzisiaj u siebie na Facebookowej osi czasui posypało się trochę komentarzy, które sprowokowały mnie do napisania tego tekstu.
Jak podaje GW:
Koszty wyprodukowania książki cyfrowej i papierowej są bardzo zbliżone – mówi Roszkowski z Nexto.pl
i już tutaj pojawiają się pierwsze wątpliwości, czy autor wie, o czym pisze. Po pierwsze, koszty transportu są zdecydowanie niższe. ;) Po drugie, omijamy kompletnie zacną instytucję drukarni, która trochę grosza by sobie zażyczyła. Po trzecie więc – przy e-bookach nie trzeba martwić się o dodruk. No i chyba z kolportażem też jest łatwiej, no nie? Nikt z plikami na pendrivach raczej nie jeździ po Polsce od księgarni do księgarni, z tego co mi wiadomo…
Dalej pojawia się kolejny ciekawy fragment, już nieco dłuższy:
Teoretycznie więc cena e-booka powinna być tylko nieznacznie niższa niż w przypadku papierowej książki, ale zwykle jest znacząco niższa. W branży panuje bowiem przekonanie, że e-booki kupuje inny czytelnik. – To ludzie młodzi, czyli uczniowie i studenci, którzy mają cieńszy portfel i mogą ściągnąć sobie tytuł za darmo z internetu. Dlatego próbujemy wyceniać cyfrowe wersje niżej – tłumaczy Barbara Borowska. Można polemizować z tym założeniem, bo czytelnicy e-booków to zwykle posiadacze e-czytników oraz tabletów, które kosztują od kilkuset do kilku tysięcy złotych, a więc w polskich realiach raczej nie są to przeciętni studenci.
I tutaj, to już kompletnie autor poszedł po bandzie. Jestem studentem i – patrząc po cenach książek – logicznym jest, że lepiej jest raz się “szarpnąć” i wydać więcej kasy na czytnik, a wydatek dość szybko się zwróci, jeśli rzeczywiście zamierzamy dość regularnie kupować książki (a w tym wypadku ich cyfrowe kopie). Nie wspominając już o kompletnej bzdurze, że osoby czytające e-booki kupują sobie czytniki lub tablety za nie-wiadomo-ile.
Sam przez długi czas czytałem e-booki na laptopie i taka opcja “daje radę”. Poza tym: kupując tablet nie wykorzystujemy go tylko jako czytnik, to przecież ułamek tego, co obecnie ten sprzęt jest w stanie nam zaoferować. I owszem, można kupić sobie iPada 2 do czytania książek – ale znacie kogoś, kto właśnie w tym jedynym celu kupuje tablet? I to za kilka tysięcy? Ja nie znam, może Vadim Makarenko zna.
Inna kwestia, że czytniki nie są też cholernie drogie: najtańszy Kindle kosztuje 79$, czyli około 250 zł. Czyli równowartość powiedzmy 5-6 książek. Ceny innych czytników na Allegro też oscylują od około 250zł (przynajmniej w chwili pisania artykułu).
I tu dochodzimy do smutnej prawdy: nawet jeśli procentowo marża autorów i wydawców na e-bookach jest wyższa, cyfrowe książki przynoszą im mniejszy zarobek, bo ich sprzedaż wciąż jest nieporównanie mniejsza.
Tylko, że przeciętny Polak czyta mało książek, jeśli w ogóle je czyta (między innymi dlatego, że – nie ukrywajmy – są drogie) i chyba łatwiej mu będzie wysupłać z kieszeni drobniaki i uzbierać na e-booka, niż na tradycyjna książkę. A e-booki coraz mocniej wkraczają do naszej świadomości i przy premierach papierowych egzemplarzy nieraz wręcz domagamy się wersji cyfrowej. A to oznacza, że sytuacja może się wkrótce zmienić…