Jak pewnie wiecie, od 5 lat i jednego dnia, kiedy to iPhone zaczął wojować na rynku i zmieniać świat, baterie telefonów znacznie szybciej się rozładowują. Kiedyś, jeżeli pozwalał na tydzień pracy bez konieczności bliższego spotkania z gniazdkiem, to był to przeciętny wynik. Dzisiaj półtora dnia to szaleństwo, o którym krzyczą w mediach. Wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie tego problemu.
Wszystko rozpoczęło się wczoraj. Wpadłem na chwilę do domu, aby odebrać telefon od kuriera. Zdradzę, że to jest HTC One V, którego recenzję będziecie mogli przeczytać w najbliższym czasie. Zaraz go rozpakowałem, włożyłem swoją kartę SIM, kartę micro SD, skonfigurowałem co trzeba i w świat. Jako że nie zamierzałem wracać do domu, ustawiłem jasność ekranu na jak najmniejszą czytelną no i ogólnie go oszczędzałem. Wiecie – żeby wytrzymał co najmniej do rana. Gdybym tylko wiedział, że można wyłączyć transmisję danych… Znaczy, słyszałem takie plotki, ale dotychczas nikt tego nie sprawdził. Niestety, sprawy nie toczyły się najlepiej. Jako że używałem go do tak archaicznej czynności, jak dzwonienie, zabarwienie ikonki baterii bardzo szybko zmieniło kolor na żółty.
Byłem naprawdę zdruzgotany. Wyłączyłem telefon na noc, żeby mieć rano kontakt z kimkolwiek. Nagle kolega przyniósł mi coś dziwnego. Jakiś czarny kabelek, z wtyczką do gniazda sieciowego. Nazwał to “ładowarką”. Patrzyłem jak osłupiały, on wziął mojego HTC, wbił w niego drugą stroną kabla, zaś wtyczkę włożył do gniazdka. Potem działy się tylko cuda – ikonka baterii wróciła do zielonego koloru, ten zaś zaczął wypełniać wskaźnik. Cud!
Powyższy tekst jest humorystycznym komentarzem do wpisu Przemka Pająka na SpidersWeb zatytułowanego “HTC One X, Samsung Galaxy S III – trzy doby na jednym naładowaniu baterii“. Nic osobistego.