Chińska cenzura w Hongkongu, czyli jak jeden pozew sprawił, że amerykańscy giganci zaczęli uciekać
Miasto Hongkong ma specjalne przywileje w Chińskiej Republice Ludowej, jako że to międzynarodowe centrum biznesowe. Potwierdza to fakt, że firmy takie jak Facebook i Google, które nie działają w Chinach kontynentalnych, oferują swoje usługi w Hongkongu tak, jak w reszcie świata. Dowiedzieliśmy się jednak, że ostatnio amerykańskie molochy pokroju Apple, Google i OpenAI pojęły kroki w celu ograniczenia usług dostępnych dla użytkowników w Hongkongu.
Głównym tego powodem po prostu musi być pozew, którego władze Hongkongu skierowały w stronę Google’a przez… piosenkę “Glory to Hong Kong”, która miała nawoływać obywateli miasta do podjęcia decyzji o opuszczeniu Chin. Choć sprawa YouTube ma zostać rozpatrzona w przyszłym miesiącu, inne firmy nie chcą ryzykować spotkaniem w sądzie, dlatego zaczęły ograniczać swoją ofertę po tym, jak swobodny przepływ informacji został również ograniczony w regionie Hongkongu. Cel? Zabezpieczyć się przed niechcianą krytyką w kierunku władz Chin.
Czytaj też: Iranowi nie ma co wierzyć. Procesor kwantowy kraju to jakiś żart
Hongkong nie jest oczywiście częścią Wielkiego Firewalla, a więc tego, co ogranicza użytkownikom dostęp do treści z Zachodu, ale elementy układanki składają się coraz bardziej na to, że obecnie zbliża się do takiej rzeczywistości. Potwierdza to fakt, że w tej lokalizacji nie można korzystać m.in. z chatbotów, a to dlatego, że firmy pokroju Google’a i OpenAI zwyczajnie boją się, że chatbot powie prawdę i skrytykuje politykę Chin.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!