Hegemoni naszej ery: Google i Facebook

Facebook ma już 10% ludzkości na łamach swojego serwisu, a Google właśnie startuje z Google+, które ma skonsolidować pewnie drugie tyle. Co to oznacza dla nas? Jeśli wpasowujemy się w średnią krajową, czyli jesteśmy po prostu przeciętnym obywatelem… w sumie nic. Korzystamy, mamy znajomych, wymieniamy się informacjami i tyle.

Problemy zaczynają się wtedy, gdy dany serwis staje się naszym głównym centrum komunikacji oraz gdy stosujemy go do zastosowań profesjonalnych, biznesowych, zarobkowych.

Ostatnie przykłady pokazały nam, że gdy nie jesteśmy dużą firmą, która może narobić szumu w razie czego, w obliczu problemów zostajemy zdani na łaskę lub niełaskę danego molocha.

W ciągu godziny możemy zostać z niczym, bez pewności, że ktoś nam pomoże.

Kto sam kiedyś próbował skontaktować się z Google, doskonale wie o czym mówię. Facebook okazuje się wcale nie lepszy. Oczywiście mamy tu problem skali, bo jak obsłużyć na dobrym poziomie ten prawie miliard ludzi? Ale z drugiej strony, jak nie umiesz prowadzić BOK-u, to po co pchasz się do świata usług?

Wchodzimy tu na grunt rozważań, czy korzystając z darmowych usług możemy narzekać? Moim zdaniem możemy. Nie korzystamy przecież z Google i FB całkowicie za darmo. Dostarczamy ww. firmom niezliczoną ilość danych statystycznych oraz informacje o naszych preferencjach i o tym, jak korzystamy na co dzień z internetu.