Facebook już zdążył urosnąć do rangi narzędzia

Życie cały czas przyspiesza i aktualnie jesteśmy w czasie, gdy na epoki przychodzi nam dzielić globalną sieć. Przemyślanym startupom szybko przypisuje się rangę narzędzia w niezbędniku internauty. Daleko idące funkcjonalności ciężko wytłumaczyć większemu gronu ludzi, ale i w niszach jest coś do ugrania, choć Facebook, o którym teraz, do małych nie należy. Nie można o tym zapominać, jednak i tam jesteśmy w stanie te nisze dostrzec.


Google, co nam to mówi? Kryje się za tym jakaś ideologia, a może traktujemy tę firmę wyłącznie jako dostawcę narzędzia, którym jesteśmy w stanie opanować potęgę Internetu? Właśnie, Internet, nadal powinniśmy go zapisywać wielką literą w trakcie, gdy toczą się rozmowy o traktowanie dostępu do globalnej sieci jako jedno z podstawowych praw człowieka?

Niedawno dało się zauważyć zmiany w formularzu wysyłania statusu. Nareszcie bez większych zawiłości możemy zadbać o prywatność każdego z osobna. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ Zuckerberg poczynił zdecydowanie większą roszadę po stronie swojej usługi geolokalizacyjnej – Places i przyległych do niej zakupów grupowych (Deals). Ta ostatnia już zdążyła spaść rangą do pobocznych informacji przy meldowaniu się w danym miejscu, a oświadczenie przesłane Reutersowi mówi o rozpoczęciu procesu wyciągania wniosków. Nikt nie kryje się z faktem, że zakupy grupowe nie ciągną tłumów za sobą. Groupon opóźnia swoje wejście na giełdę, a Kowalski nie widzi potrzeby chwalenia się współrzędnymi. Co innego, gdy idzie o zdjęcia, tutaj lokalizacja traktowana jest jako dodatek, nie tak inwazyjny jak pojedynczy status wołający: „Tutaj jestem!”

750 milionów to duża liczba. Szczególnie gdy mówimy o ilości aktywnych profili. Znajdziemy w niej przedstawicieli wszystkich kultur, poglądów i znudzenie widoczne na wielu twarzach. Dopóki Internet będzie przecierał kolejne szlaki ta liczba będzie rosnąć, bo najczęściej nawet gdy istnieje chęć wykorzystania jednej z alternatyw, to szybko jest ona sprowadzana do parteru ze względu na rozbudowaną sieć kontaktów. To właśnie błędne koło blokuje konkurencję przed rozwojem, a tej już całkiem sporo.

Niestety odbija się to również na samym Facebooku, bo właśnie wkroczył w taki moment, gdy zaczęła nim rządzić statystyka. Wbrew logice Facebook nie powinien ograniczać usług, które nie wybiją się ponad z góry ustalony próg sukcesu. Jeżeli patrzymy w ten sposób, nie ma szans na dłuższe przetrwanie kolejnych większych projektów, w tym tego związanego z muzyką, o którym mówią „wiarygodne źródła”. Ciężko szacować w tym momencie ilość osób przygotowanych sprzętowo do mobilnego streamingu muzyki, a jeszcze ciężej skorych do płacenia za to.

Spotify w marcu informowało o milionie płatnych subskrypcji. Zakładając, że ta liczba do dzisiaj się podwoiła, to lekko licząc mamy ćwierć procenta użytkowników Facebooka. Wątpię, aby przy takich wynikach w ustach Zuckerberga blogosfera potraktowała to jako sukces. Jak bardzo chęć dominacji na wszystkich rynkach usług internetowych jest zła dla konsumenta, tak bardzo staje się to jedyną drogą, jaką może podążyć tak wielki serwis.

Odpowiedź na potęgę e-maila już mamy, odpowiedź bardzo przekonującą, ale nadal do rejestracji jest on wymagany. Przycisk „lubię to” aż prosi się o wykorzystanie w budowie wyszukiwarki zasobów pozafacebookowych. W międzyczasie zaspokajanie potrzeb mniejszych grup i ciągłe eksperymenty nie pozwolą na zmęczenie materiału od strony twórców.

Co ciekawe, u Google’a da się zaobserwować podobne zjawisko, z tym że za każdym razem musi on przekonywać tłumy pojedynczym produktem, bo brak mu bazy użytkowników, którym może go przedstawić od zaraz. Nie da się odkryć Ameryki mówiąc o sile serwisu Zuckerberga w liczbie użytkowników. Również ciężko wskazywać kierunki w rozwoju, bo nagle może okazać się, że technologia zatoczy koło lub trafi w ślepą uliczkę. Ważne jednak jest, aby dobrze określić punkt porażki produktu u podstaw. Google Reader nie doczekał się odświeżenia interfejsu jak jego więksi bracia (Gmail, Picasa itd.), nikt też tego nie oczekuje, co doskonale świadczy o popularności, ale lepiej nie myśleć co by się działo, gdyby Google podjął decyzję o porzuceniu jego rozwoju.