Facebook wprowadził wczoraj tzw. subskrypcje. Jest to rozwiązanie znane przede wszystkim z Twittera, gdzie do naszej listy “kontaktów” nie dodajemy znajomych, a osoby, które będziemy śledzić – obserwować ich aktywność. Na podobnym rozwiązaniu opiera się również G+, konkurencyjny portal społecznościowy firmy Google. I chyba nikt nie ma już wątpliwości, że to właśnie za sprawą tej konkurencji Facebook wprowadza nowe funkcje (te charakterystyczne dla G+, jak poprawione listy znajomych, czy właśnie “subskrypcje” albo odświeżony sposób publikowania nowych wpisów). Tylko czy to jest potrzebne? Mam wątpliwości.
Facebook nadal opiera się na znajomych, tych prawdziwych i tych mniej prawdziwych. Mało tego, to właśnie głównie za sprawą tego portalu określenie “znajomy” straciło na pierwotnym znaczeniu i przynajmniej w internecie wiemy, że znajomego wcale znać nie musimy. Nadążacie? Wszyscy przyzwyczaili się do tego stanu rzeczy i to przyzwyczajenie jest głęboko zakorzenione, a co robi “Fejs”? Wprowadza nową opcję – teraz nie musimy prosić o dodanie do znajomych, teraz będziemy mogli kogoś obserwować (subskrybować). Tak, to ma sens, ale w przypadku produktu Google, dla którego dodawanie do “kółek” (kręgów) jest podstawą, fundamentem wokół którego ten portal jest zbudowany.
Na tę chwilę subskrybowanie trzeba włączyć i skonfigurować, ale co później? Będzie na stałe? Mam nadzieję, że nie!
Chcąc być sprawiedliwy powiem, że samo rozwiązanie nie jest takie złe, pod warunkiem, że wprowadzone zostanie tylko dla chętnych. Wyobrażam sobie, że to świetnie działać będzie w przypadku osób publicznych, czy w ogóle bardziej znanych – brak potrzeby dodawania do znajomych, potwierdzania znajomości, wydzielania treści itp. to bardzo kusząca perspektywa. Każdy będzie mógł wejść, dodać do obserwowanych i dostawać te informacje, które są dla obserwujących przeznaczone. To ma sens.
A jeżeli zaserwują wszystkim z automatu, co wtedy?
Trudno powiedzieć co się wydarzy, ale mam wrażenie, że w FB z prostoty i intuicyjności niewiele zostaje. Sztuką jest tworzyć takie rozwiązania, które w przejrzystym, intuicyjnym interfejsie usługi zamkną skomplikowaną funkcjonalność. To ma być proste, nie chcemy przecież spędzić godzin na ustawieniach, chcemy korzystać, dzielić się ze znajomymi ciekawymi znaleziskami itp.
Kłębi się w mojej głowie kilka pytań w przypadku nowych subskrypcji wprowadzonych na stałe i dla wszystkich:
- Czy w takiej sytuacji usuniemy “znajomych nieznajomych” i pozostawimy tylko tych “znanych” nam, rodzinę, przyjaciół, a reszcie zaproponujemy subskrypcję?
- Czy może zostawimy to, co mamy tak, jak jest, ale przestaniemy nieznajomych dodawać do znajomych (uff ;)?
- Czy będą tacy, którzy użyją tylko subskrypcji?
- A może to po prostu kolejna okazja do tego, by nachapać jak najwięcej “cyferków” (“Dużo znajomych, dużo obserwowanych. +1000 do lansu!”)
- Są jeszcze jakieś inne opcje?
Skupiłem się na jednej funkcji, ale przesłanie jest inne. Facebook robi się molochem nie tylko w kwestii dużej ilości użytkowników, ale i tych funkcji właśnie. To, co kiedyś wydawało się intuicyjną prostotą, staje się zgiełkiem, często niepotrzebnych dodatków, wpisów, aplikacji, czy wreszcie podstawowych funkcji. Siła tego portalu nie jest ukryta w innowacyjności, ale w liczbach. Prawie 800 milionów użytkowników sprawia, że tego portalu nie można lekceważyć, ale czy to oznacza, że jest przyjazny? Myślę, że nie. Z uwagą przyglądam się rozwojowi G+, mam nadzieję, że zacznie rozwijać się jeszcze szybciej i stanie się realną konkurencją, która zawsze jest nam – konsumentom potrzebna. To gwarancja względnej równowagi i wymuszenie rozwoju oraz ciągłej poprawy jakości. Niech tak zostanie.