Czar kawiarenek internetowych

Wpadłem na pomysł, by wraz z Wami oddać się rozmyślaniom o tworze minionych lat. Kafejki internetowe. Prawdopodobnie doskonale je pamiętacie, być może w Waszych miastach jakaś jeszcze funkcjonuje. Nie mówię o miejscach w dużych centrach handlowych, gdzie szybko można sprawdzić maila, a kameralnych kawiarenkach ze stałym administratorem (bądź dwoma) i kilkudziesięcioma bywalcami. Pamiętacie jeszcze te czasy? Przypomnijmy sobie wspólnie jak to było kilka czy kilkanaście lat temu, gdy Internet kosztował krocie, a Neostrada jeszcze raczkowała lub pomysł na nią jeszcze się nie narodził.

Piękne początki, lukratywny biznes

Niestety nigdy nie dowiedziałem się ile zarabiają właściciele kawiarenki “Phoenix”, do której miałem rzut beretem. Mieściła się na ulicy Opolska 3 na gdańskim Przymorzu, gdzie nadal mieszkam. Miejsca spotkań już nie ma, powstaje tu teraz Biedronka – jedna z wielu w okolicy. Kafejka była aktywna od roku (bodajże) 2003 do lat 2006-2007. Te 4 lata upłynęły pod znakiem wspólnej gry, rozmów, spotkań.

Otwarcie nowej kawiarenki nie odbyło się z hukiem. Początkowo wiedzieli o niej nieliczni, którzy zapraszali następnie znajomych. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi do dyspozycji było 9 komputerów, w tym jeden “wypasiony” – jedynka. Ostatni raz w kafejce byłem kilka miesięcy przed zamknięciem, gdy klientów praktycznie nie było i szefostwo wiedziało już, że zamknie interes.

Cztery czy pięć złotych za godzinę gry to było dość dużo, dlatego w pewnym okresie ceny pospadały, modne stały się nocki (o których niżej) i wykupywanie karnetów na 10 godzin. Administratorzy – Darek i Tomek – to byli uśmiechnięci kolesie, z którymi jeszcze jako szczeniak (12-13 lat) ucinałem sobie pogawędki. Wtedy nie interesował mnie Internet, Gadu-Gadu i inne pierdoły. Graliśmy, i to sporo.

O LCD nikt wtedy nie słyszał… – Zdjęcie: skynet2.pl

Nietrudno wyliczyć, że “Phoenix” w ciągu dnia (od 10 do 22) mógł zarobić na siebie około 450 złotych. Jeżeli zebrało się co najmniej 4 chętnych, to wystarczyło zorganizować nockę (15 albo 20 złotych za możliwość grania w godzinach 22-6) to kafejka zarabiała dodatkowe 60 złotych – minimum. Interes kwitł, brakowało miejsc, na kanapie ustawionej pod ścianą z wielkim graffiti siadały osoby, które czekały na zwolnienie się stanowiska. Pytanie: “Kiedy będzie coś wolne?” padało coraz częściej.

Zarwane noce

Nie wiem, czy w kawiarenkach w Waszych okolicach także organizowano “nocki”, ale w Phoenixie odbywały się dość często. Pierwszą nockę odbyłem w moje dwunaste urodziny, byłem więc w 6 klasie podstawówki. Masa kawy, masa stresu (zaczęliśmy o 2, gdyż napotkaliśmy problemy), a później już tylko granie – do 8 czy 9 rano, kiedy niektórzy z nas zasypiali na klawiaturach. Kanapa mieściła 3 osoby, grając w MuOnline (wtedy raczkującego MMORPG) na prywatnych serwerach braliśmy warty i pilnowaliśmy postaci kolegom – za blessy, soule czy chaosy. :)

Nocki to była kwintesencja kafejkowania. Spokój, cisza, specyficzny klimat “Phoenixa” (ultrafiolet pod sufitem) i najlepsi znajomi. Tam wszyscy się znali. Można było przyjść do kawiarenki w ciemno, zawsze trafiło się na kolegę albo na admina, który pykał akurat w WoW-a (późniejsze czasy). Organizacja nocki nie była trudna. Wystarczyło wejść do kawiarenki, zapytać znajomych czy wpadną na nocne “gierczenie”, a następnie poczekać jeszcze z godzinę, aż zejdą się inni znajomi i ich także zapytać. W późniejszym okresie, gdy wszyscy kupili telefony komórkowe, na pytania o miejsce pobytu większość odpowiadała: “Siedzę w feniksie, dzisiaj nocka, wpadasz?”.

Klasyk… Zdjęcie: mobygames

W co graliśmy? Pamiętam takie tytuły jak: MuOnline, Call of Duty (byłem nawet na turnieju), Quake 3 Arena, Counter-Strike, Unreal Tournament, Starcraft. Przed “Feniksem” była jeszcze jedna kafejka – co prawda w innym miejscu – wtedy byłem w 2 czy 3 klasie podstawówki. Tam graliśmy w: Soldier of Fortune, Age of Empires, DBZ.

U schyłku

Tak naprawdę bardzo trudno oddać klimat kafejek. Każdy z nas robił tam co innego, każde miejsce tego typu miało inny klimat. Na naszym fanpage przypominacie o czatach, FrontPage’u, wyszukiwarce Onetu czy poczcie na Polboxie. Nie byłem typem internetowego mola, ale i ja dobrze pamiętam pierwsze wersje Gadu-Gadu, a następnie wchodzącą pod strzechy Neostradę, zwaną Neo+.

– Soul mi wyleciał! – Gdzie? – W Devias na Yeti! – Czekaj, idę tam. – Nie! ; Zdjęcie: najlepszegierki.pun.pl

No właśnie. Moim zdaniem to Neostrada spowodowała, że właściciele kafejek zaczęłi ponosić straty. Wielu z nas miało w domu komputer stacjonarny, jednak internet był w tamtych czasach horrendalnie drogi. Neostrada zaproponowała całkiem niezły transfer w dobrej cenie, docierała do większości mieszkań – wystarczyło mieć telefon w TePsie. Z roku na rok obserwowałem, jak w “Phoenixie” maleje liczba klientów. Nie natykałem się na znajomych, rzadko kiedy chociażby połowa komputerów była zajęta. Po kilkunastu miesiącach agonii “Phoenix” odszedł – na zawsze. Gdyby istniała jeszcze strona internetowa osiedlowej kawiarenki, pokazałbym Wam zdjęcia, na których jestem – jakiś czas temu je przeglądałem, nie pamiętam gdzie. Wątpię, aby któryś z moich znajomych miał je na dysku…

Gdy przypominam sobie te czasy, robi mi się niewysłowienie smutno. Nie wiem dlaczego. Jestem bardzo sentymentalny i dość uczuciowy gdy rozmyślam o “reliktach przeszłości”. Byłem jedynym pokoleniem… nie… byłem jednym z nielicznych roczników, któremu dane było zetknąć się z klimatem kafejek. Ileż znajomości tam zawarłem – znajomości, które nie przetrwały próby czasu. Wciąż spotykam na ulicy dawnych stałych bywalców. Uśmiechamy się do siebie, witamy, podajemy dłoń. Nie wiem co robią, gdzie mieszkają i jakim życiem żyją. Mam jednak nadzieję, że tak jak i ja, lubią czasem powspominać o dawnych czasach, gdy o 4 nad ranem zastanawialiśmy się przed automatem z kawą, czy chcemy czarną czy cappucino…

[ź] Zdjęcie: inter.tarnobrzeg.pl