Protesty przeciwko SOPA to karanie użytkowników?

Wczorajszy dzień w internecie upłynął pod znakiem “Blackoutu sieci” oraz pomniejszych protestów przeciwko ustawie SOPA/PIPA (czym jest SOPA/PIPA?). My także włączyliśmy się do akcji, zamieszczając “ciemny wpis” i zmieniając logo na naszym fanpage. Jesteśmy przeciwko SOPA/PIPA, jak także nie popieramy przepychanej za plecami obywateli ustawy ACTA. Niektóre strony nadal strajkują (np. Wired.com) zaś amerykańskie stowarzyszenie MPAA ma dziwny pogląd na takie zagrywki.

Przedstawiciele stowarzyszenia piszą: “Po tym, jak Biały Dom wyraził swoje zastrzeżenia co do ustawy [SOPA] niektóre strony internetowe postanowiły odpowiedzieć, karząc swoich użytkowników lub zamieniając ich w korporacyjne pionki. Zamiast tego lepiej byłoby usiąść wspólnie do stołu i porozmawiać o kwestii rozwiązania problemu piractwa.”

MPAA niestety nie rozumie, że sprawa jest bardzo ważna dla internautów i akcję “blackout” większość z nich popiera, bowiem SOPA będzie mieć wpływ na ich obecność w sieci. Dla lobbujących ustawę jest to jedynie narzędzie w wymierzaniu sprawiedliwości piractwu internetowemu. Większość senatorów nie rozumie zasad panujących w internecie i faktu, że internet miał być wolny od narzucanych innym państwom aktów prawnych. W naszym wyobrażeniu internet to dziki zachód, wyobrażenie senatorów-lobbystów to druga strona bieguna – według nich sieć powinna być kontrolowana za pomocą pewnych aktów prawnych. Moim zdaniem rozwiązania należy szukać gdzieś pośrodku, tak, by wilk był syty i owca pozostała nietknięta.

MPAA twierdząc, że strony internetowe karzą użytkowników wdepnęła na minę i tym samym jeszcze bardziej ich rozjuszyła. Slacktywiści wierzą w dobro sprawy i – jak już pisałem wyżej – popierają takie akcje. MPAA próbuje wmówić im, że jest inaczej. “Zostaliście ukarani, ustawa jest dobra, nic nie rozumiecie” – twierdzi MPAA i RIAA. Tak wcale nie jest! Przejmujemy się losem internetu i nie damy go oddać pod kontrolę lobbowanych aktów prawnych, które w dodatku pozwalają na naruszenia i cenzurę stron internetowych.

A może mylę się i użytkownicy zostali ukarani? W Polsce żadna większa strona internetowa nie wzięła pełną gębą udziału w “blackoucie”. Lecz gdybyście postawili się na miejscu czytelników jednej z tych stron, to czy czulibyście się poszkodowani?