Google strzela sobie w kolano. Świadomie!

Natchnieniem do napisania tego artykułu, jest dla mnie używane aktualnie HTC Sensation. Dokładniej mówiąc, przeżycia i zdenerwowanie towarzyszące korzystaniu z tego, jeszcze nie tak dawno, flagowego modelu tajwańskiej firmy. Wszyscy dobrze wiemy jak ważną kwestią dla klienta jest nie tylko samo urządzenie, ale cała „otoczka” nazwana ekosystemem. Łatwość obsługi akcesoriów, programy do synchronizacji, dostęp do aplikacji oraz aktualizacje. To właśnie na nich chcę się dzisiaj skupić.

Uprzedzając wszelkie wątpliwości osób, które będą chciały mi zarzucić fanbojstwo: tak, używam na co dzień iPhone’a, ale znam Androida dobrze i miałem go przez bardzo długi czas.

Na początku najlepiej opisać wspomnianą we wstępie sytuację, która doprowadziła mnie do frustracji. Gdy otrzymałem telefon, po cichu liczyłem, że będę mógł go sobie szybko zaktualizować do najnowszej wersji. Nie marzyłem o nakładce Sense 4.0 znanej z serii One, ale chociażby o 3.6 na ICS. Prowadziła do tego występująca u mnie, ale podejrzewam, że również u większości czytelników, chęć posiadania najnowszego, w tym wypadku, systemu. Niestety pierwsze rozczarowanie przyszło po uruchomieniu i sprawdzeniu w ustawieniach, że mam już zainstalowaną najnowszą wersję oprogramowania. Zacząłem przyzwyczajać się do myśli, iż będę musiał zadowolić się jedynie Gingerbreadem, który na szczęście spisuje się w miarę dobrze. Jednakże, mimo tego, codziennie wieczorem klikałem „Sprawdź teraz” w uaktualnieniach, z nadzieją, że może coś się już ruszyło. Wczoraj okazało się, że TAK! Moja radość nie trwała jednak zbyt długo, gdyż mimo wielokrotnych prób nie udało mi się zaktualizować telefonu w żaden sposób. Paczka ściąga się, rozpakowuje i pokazuje błąd. Nie ważne, czy po WiFi, czy po 3G. Zdecydowałem się nawet na tak desperacki krok, jak reset ustawień fabrycznych. Mimo tego, ciągle żadnego efektu. Co ciekawe, po wnikliwej analizie okazało się, że paczka ma jedynie niecałe 16MB. Dziwne, prawda?

W tym momencie doszedłem do wniosku, że Google samo strzela sobie w kolano, kompletnie olewając sprawę aktualizacji. Oczywiście zrozumiały jest argument o otwartości systemu oraz tym, że można go zainstalować na każdym urządzeniu: telefonie, tablecie, pralce, lodówce, a przy zastosowaniu kilku poprawek będzie na tym wszystkim działał. Mimo tego, zdecydowanie uważam, że wydając kwotę 1500-2000zł na topowy smartfon danego producenta, powinienem dostać bezproblemową aktualizację, od razu po premierze nowego systemu. Sytuacja ta nie dotyczy tylko HTC, ale również innych „dużych” producentów jak Samsung czy Sony. Dlaczego Galaxy S II dostał update tak niedawno? Dlaczego Note ciągle czeka na łaskę programistów?

Android 4.0 Ice Cream Sandwich został zaprezentowany w październiku 2011 roku, łatwo można policzyć, że minęło już 7 miesięcy. Pomimo tego, jedynie 2.9% urządzeń pracuje pod jego kontrolą. Dla porównania 21 marca 2012 roku 79% urządzeń Apple miało zainstalowaną wersję 5.x, z czego aż 61% najnowszego iOSa 5.1, który pojawił się zaledwie 14 dni wcześniej. Gdzie w takim razie jest popełniony błąd, na którym najwięcej tracą użytkownicy? Google powinno pójść po rozum do głowy i zamiast skupiać się na ilości urządzeń, pójść w jakość swojego systemu. Tak na dobrą sprawę, na rynku są tylko 3 urządzenia z Androidem z prawdziwego zdarzenia. Aktualizowane na bieżąco, nie sprawiające większych problemów. Są to Nexusy, czyli te modele, których projektowanie nadzoruje samo Google. Dlaczego podobnie nie może być w przypadku innych telefonów? Rozwiązanie jest bardzo proste. Wcale nie należy wprowadzić płatnej, ograniczonej licencji. Warto jednak pójść w inną stronę. Skoro technologiczny gigant udostępnia swoją wersję systemu operacyjnego, to dlaczego nie może określić zasad, obowiązujących wszystkich producentów, którzy chcą z niego za darmo korzystać? Wystarczy narzucić dwie przykładowe restrykcje: 1. Urządzenie musi być aktualizowane do najnowszej wersji przez okres 24 miesięcy oraz 2. Aktualizacja musi przebiegać nie dłużej niż 3 miesiące od udostępnienie najnowszej wersji. Rozwiązanie wydaje się tak proste, a jednak nikt na to jeszcze nie wpadł. Oczywiście, mogłoby to zmniejszyć ilość tanich urządzeń ze wschodu, ale zdecydowanie poprawiłoby renomę Androida wśród zwykłych użytkowników, którzy nie wiedzą co to Root i zmiana ROMu, bo nie muszą i nie chcą wiedzieć. Bardzo jednak pragną mieć najnowszy system, taki jak ma sąsiad, który kupił telefon kilka miesięcy później.

[ź] gsmarena.com