HTC One V – recenzja

Ostatni piątek w szkole, od wakacji dzielą nas już tylko minuty. Nagle – dosłownie – wylatuję z sali z dzwoniącym telefonem w ręce. Tak, to kurier pyta, kiedy może dostarczyć przesyłkę. “Nawet zaraz, proszę zostawić u strażnika”. Dawno tak nie czekałem na paczkę. Nie ma co się dziwić, przecież na ekranie smartfona, z którym spędzę kolejne kilkanaście dni, znajduje się opis: “the One you’ve been waiting for”. Co prawda to nie model X, ani S, a podstawowy – HTC One V. Mimo wszystko uważam, że jest równy ciekawy jak pozostali bracia, dlatego zapraszam do recenzji.

Jak już wspominałem, HTC One V to budżetowy przedstawiciel najnowszej linii smartfonów od tajwańskiego producenta – One. One jak jedyny, dlatego w jej skład wchodzą zaledwie trzy telefony. Część z Was wie, że jestem zwolennikiem bardziej owocowych produktów, szczególnie jeżeli są nadgryzione. Co więc mnie tak ciągnęło do recenzowanego urządzenia? Głównie chęć poznania Androida 4.0, zaś specyfikacja pozwalała mi porównać go z użytkowanym przeze mnie na co dzień iPhonem 4. Z tego również powodu w poniższym tekście znajdzie się kilka moich osobistych uwag dotyczących samego systemu Google’a, pisanych z punktu widzenia iOS-owca.

O telefonie okiem tabelki

No właśnie – specyfikacja. Zapewne wiele osób kieruje się nią podczas wyboru telefonu (moim zdaniem niesłusznie), więc ten akapit poświęcę właśnie dla nich. Interfejs Androida 4.0 wzbogacony o nakładkę Sense 4.0 możemy podziwiać na ekranie o przekątnej 3,7″ i rozdzielczości 480×800. PPI nie jest rzucające na kolana (około 250), ale sam wyświetlacz sprawia bardzo dobre wrażenie i nie zdziwiłbym się, gdyby był to najlepszy ekran w tej klasie. Dalej stosowne tabelki mówią o jednordzeniowym procesorze o taktowaniu 1 GHz, 512 MB pamięci RAM oraz układnie graficznym (…). Słowem – odgrzewany kotlet, który dotychczas widniał w menu Tajwańczyków pod nazwą Desire S. Na pierwszy rzut oka nie zmienił się także aparat – ciągle ma 5 megapikseli, ale o tym więcej później.

Z zewnątrz

One X to model flagowy – wygląda super, brzmi super, działa bardzo szybko, jak to flagowy model. S trafi w gusta osób, poszukujących w telefonie dobrego odtwarzacza muzyki – wybierając tego smartfona, nie zawiodą się. A One V? Czy najmłodszy z braci faktycznie jest tylko budżetowym uzupełnieniem linii? No niezupełnie. Ta propozycja to pokaz możliwości projektantów HTC – wygląd nawiązuje do kultowych modeli jak Hero czy Legend. Mam tu na myśli oczywiście charakterystyczną “bródkę” u dołu urządzenia. Cała obudowa została odlana z jednego kawałka metalu, dzięki czemu jest dosyć smukła (9,2 mm) no i zdaje się być wytrzymała. W razie gdybyście pytali – nie sprawdzałem specjalnie odporności tego urządzenia na upadki, ale z tego, co wiem, po odpowiednim upadku pęka szybka chroniąca wyświetlacz. Inny materiał użyty do stworzenia tego małego (nie bójmy się użyć tej frazy) dzieła sztuki to gumowany plastik – otoczono nim obiektyw aparatu oraz stworzone z niego klapkę skrywającą slot kart SIM oraz microSD. Czy to źle? Moim zdaniem, nie – fakt, ujmuje to trochę wyglądowi, ale dzięki temu zabiegowi “jedyneczka” nie ślizga się po stole. Urządzenie dzięki temu lepiej trzyma się dłoni, a nieduży rozmiar dodatkowo poprawia komfort obsługi telefonu. One V występuje w dwóch kolorach: brązowym oraz czarnym.

W tym miejscu warto także nadmienić o czymś dotychczas rzadko opisywanym. Mam tu na myśli przyciski dotykowe, które Google od roku proponuje zastąpić takimi wyświetlanymi na ekranie. Nie dzieje się tak bez przyczyny – od systemu 4.0 aplikacje powinny zapomnieć o przycisku menu kontekstowego. HTC posłuchało tego połowicznie – telefony z serii One nie mają owego guzika, dlatego gdy trafimy na niezaktualizowaną appkę, trafiamy również na problem. Jak wysunąć menu? W One V należy przytrzymać przycisk odpowiedzialny za przełączanie aplikacji, w One X i S pojawia się obrzydliwy pasek udający brakujący przycisk. Projektanci linii, niestety, za bardzo zaufali deweloperom. Rozwiązanie jest proste: albo stosujemy przyciski systemowe, albo układ znany z, na przykład, Samsungów.

Pierwsze wrażenia

Karta SIM włożona, przytrzymuję przycisk Power na kilka sekund i moim oczom ukazuje się biały ekran powitalny od HTC. Na dole widnieje logo Beats by dr. Dre. Zupełnie zapomniałem, że ludzie z Monstera majstrowali również przy tym telefonie. Rzut oka do pudełka – niestety, w zestawie tandetne słuchawki, tyle dobrze, że z płaskim kablem. Mimo to szkoda, że nie ma iBeatsów. Wracam do smartfona – ten już się włączył i wyświetla podstawowe instrukcje pomagające w obsłudze. “Ja nie dam rady? Wyłączam je.”. (Bez problemu dałem radę). W pierwszej kolejności wpisałem swoje dane do konta Google, a także Facebooka, Twittera, Dropboxa. Bam! Aplikacja Kontakty została zawalona moimi znajomymi, osobami, które obserwuję, oraz adresami e-mail, z którymi mailowałem. Trzy pacnięcia i już mam porządek. Na szybko wrzuciłem większość podstawowych dla mnie programów, chciałem też pobrać z Dropboxa tapetę z Jelly Bean, ale napotkałem pewien problem: otóż chmura wołała o kartę pamięci. Moment, przecież One V ma wbudowane 4 GB, Twitter również ćwierka, że na przykład Galaxy Nexus nie potrzebuje karty. O co więc chodzi? Nie mam pojęcia. No nic, znalazłem wolną, wrzuciłem od razu na nią kilka albumów i włożyłem do telefonu – poszło. Jeszcze tylko sprawdzić, czy moje a-Jaysy nie pokłócą się z przybyszem z Tajwanu. Nie, nawet bardzo dobrze się dogadują. Ruszam więc w trasę.

Multimedia

Jako że w poza domem słucham bardzo dużo muzyki, to skupmy się w tym akapicie na multimediach. Jak już wspomniałem, nad dźwiękiem telefonu czuwali ludzie z Monstera, tak więc mamy placebiczny efekt Beats Audio. Odpowiednio ustawiony korektor w tym trybie mocno podbija basy, tak więc w większości muzyki nie usłyszymy dużej różnicy. Mimo to smartfon brzmi, moim zdaniem, świetnie, pod warunkiem, że użyjemy dobrych słuchawek. Te z zestawu są stanowczo za słabe, ale wyglądają ciekawie, mają pilota do kontrolowania rozmów i podstawowcych funkcji multimedialnych oraz, bardzo rzadko spotykany, płaski kabel. Filmy z YouTube’a działają bardzo dobrze, innych nie sprawdzałem z prostego powodu: tak mały ekran nie zachęca do robienia na nim seansów. Mały, ale bardzo dobry, dlatego przeglądane zdjęcia wyglądają bardzo dobrze. A skoro już jesteśmy przy zdjęciach to…

Aparat

Na plecach urządzenia, w lewym dolnym rogu znajduje się skromnie wyglądający obiektyw. Skrywa on 5-megapikselową matrycę, która pozwala nagrywać filmy w HD. Nie ma co rozpisywać się na temat kamery, najlepiej niech każdy oceni zdjęcia robione przez One V zamieszczone w galerii poniżej. Z mojej strony powiem, że to są zdjęcia OK, niczym nie zachwycają, ani też nie odpychają.

[nggallery id=78]

HTC Sense 4…

… czyli to, na co fani HTC czekali od jakiegoś czasu. Historia sławetnej nakładki od tajwańskiego producenta sięga jeszcze czasów Windows Mobile (dla niezortientowanych są to czasy jeszcze przed iPhonem). Od tamtego czasu ewoluowała, zmieniając nawet miejsce występowania, teraz znajdziemy ją na smartfonach z Androidem. Większość zmian opisałem przy okazji relacji z MWC 2012, dlatego od razu przejdę do odczuć związanych z używaniem jej. Zablokowany ekran to charakterystyczny pierścień u dołu oraz cztery skróty do czterech aplikacji. Niestety, pokrywają się one z Dockiem z pulpitu czy siatki aplikacji. Jest to, moim zdaniem, beznadziejny pomysł z prostego powodu: fajnie jest móc bez odblokowywania telefonu móc od razu włączyć aparat, jednak trzymanie tego programu w Docku jest, przynajmniej dla mnie, nieporozumieniem i marnowaniem miejsca. Jest też tapeta, która ma tę samą wadę – pokrywa się z tą spod pulpitów. Moim zdaniem, to jest wielka wada.

Sense 4.0 dla One V został okrojony z części animacji, aby przyspieszyć działanie telefonu. Nie znajdziemy tutaj efektownych przejść między pulpitami (wszystko odbywa się na “jednej płaszczyźnie”), znanej wszystkim pogodynki, która wygląda wprost niesamowicie. Tutaj są proste widżety, niestety. Możemy zapomnieć także o siedmiu pulpitach, mamy ich tylko pięć. Zrezygnowano także z uszczypnięcia ekranu, aby podglądnąć pulpity. Co ciekawe, to właśnie ludzie HTC wymyślili tę opcję, dziwne że w One V jej nie znajdziemy. Oczywiście, wszystkie te ograniczenia są wymyślone – po zmianie launchera na inny możemy aktywować każdą z tych funkcji, no poza efektowną pogodynką.

Szczerze mówiąc, nie odczułem specjalnie żadnego z tych braków, bo nie są to tak zwane must-have’y. Trzeba natomiast przyznać, że Sense jest wyposażony w wiele ciekawych rozwiązań znacznie ułatwiających korzystanie z telefonu. Bardzo podoba mi się synchronizacja z Facebookiem, Twitterem prosto z menu Ustawień. Wypełnia kalendarz urodzinami oraz eventami, uzupełnia informacje w kontaktach oraz podczas rozmowy wyświetla ostatni status, który nasz rozmowca zamieścił w jakimś serwisie społecznościowym. Miłą sprawą także jest synchronizacja z Dropboxem, dzięki której mamy dodatkowe (do minimum standardowych 2 GB) 23 GB miejsca w chmurze, gdzie automatycznie wrzucane są wszystkie zdjęcia. Taka namiastka Photo Stream z iClouda. Inny smaczek znajdziemy w aplikacji Kontakty, gdzie możemy przesuwać dwoma palacami po ekranie góra/dół. Wtedy będziemy “skakać” po kolejnych literkach z alfabetu. Generalnie Sense wprowadza tyle zmian, że gdyby nie Google Play oraz drobna adnotacja zakopana w ustawieniach, możnaby pomyśleć że nie mamy do czynienia z Androidem. Dla jednych jest to wada, dla innych zaleta. Mnie to ani ziębi, ani grzeje, jak ma być, to niech będzie. Cały czas jednak uważam, że nakładka powinna mieć opcję wyłączenia i zostawienia motywu Holo. Może kiedyś się doczekamy takiego udogodnienia, w co jednak wątpię.

To są zalety, co z wadami? Są, i to poważne. Po pierwsze, wszystkie te cięcia nakładki na nic się nie zdały – telefon chodzi bardzo, bardzo wolno. Dla przykładu: w najgorszych momentach na wczytanie zawartości aplikacji Wiadomość czekałem około 2 minut, podobnie na listę kontaktów. Coś takiego w urządzeniu za około 1000 zł nie powinno mieć miejsca, a jednak się zdarza. Inna, bardziej poważna, wada to klawiatura. W sumie jakaś rzucająca na kolana nie jest, ale nie o to chodzi. Notorycznie zdarza się, że klepię w klawisze, a tekst się nigdzie nie pojawia! Uprzedzę pytania – zmiana klawiatury na inną nie pomaga. Mam nadzieję, że to tylko przypadłość mojego konkretnego egzemplarza, od biedy niech tak będzie tylko w One V. Jeżeli model X ma podobny problem, na miejscu osób, które go kupiły, mocno bym się wkurzył. Po trzech tygodniach telefon przestał pokazywać jakiekolwiek powiadomienia, aby następnie wybierać losowe wiadomości i mi o nich mówić. Co ciekawe nic nie przestawiałem, widocznie ten typ tak ma.

Bateria

Kiedyś słaba bateria trzymała 7 lat, dzisiaj wielkim osiągnięciem są dwa dni pracy na baterii. Oczywiście, dzięki Pierwszym dowiedzieliśmy się, że po wykastrowaniu smartfona można dobić nawet do trzech dni, ale pozostawmy takie ekstremalne przypadki i skupmy się na faktach. 24 godziny. Tyle czasu wytrzymuje na jednym ładowaniu HTC One V, przy słuchaniu muzyki, przeglądaniu Twittera (jakoś powolne działanie smartfona nie zachęca do niczego innego), dzwonieniu i smsowaniu. Czasem zdjęcie, czasem film. Wszystko wyjaśnia zrzut ekranu u dołu.

Kupować czy nie?

Jak zwykle – wybór należy do Was. Kupując HTC One V, dostaniemy za nieduże pieniądze ładny, bardzo fajnie wykonany produkt, który robi całkiem fajne zdjęcia. Fanów tajwańskiej firmy przyciągnie obecność nakładki Sense 4.0, i myślę, że ten telefon powstał głównie dla nich. Jeżeli nie przeszkadzają Wam opisane wcześniej wady, to HTC One V będzie dobrym wyborem. Gdyby jeszcze trochę staniał…

Ach, istotna informacja. Ze względu na swój wiek (całe 7 miesięcy) One V nie dostanie Jelly Bean. Ale myślę, że nikt trzeźwo myślący nie brał pod uwagę w ogóle takiego rozwiązania.