W zeszłą środę, podczas swojej tradycyjnej już, wrześniowej prezentacji, Apple pokazało nowego iPhone’a – iPhone’a 5. W porównaniu do poprzednika wprowadza on większy, 4-calowy ekran, dwukrotnie mocniejszy procesor, LTE, a także jest lżejszy i cieńszy.
Jeżeli słuchacie uważnie mediów, to wiecie, że nowy iPhone niczym się nie różni od 4Sa. Jako że w zeszłym roku pisałem tak o “foresie“:
to można śmiało wyciągnąć z tego, że “piątka” to tak naprawdę “czwórka”. Niestety, dla hejterów, tak nie jest. iPhone 5 to zupełnie inny telefon, a najlepiej świadczą o tym wyniki sprzedaży. Tego urządzenia nie miał w rękach prawie nikt spoza Apple i wybranymi dziennikarzami. Tego urządzenia nie można zobaczyć nigdzie na żywo. To urządzenie jest dosyć drogie. Mimo to w ciągu pierwszych 24 godzin licznik sprzedaży iPhone’a 5 przekroczył 2 miliony. Dwa miliony. W dwadzieścia cztery godziny. Szaleństwo.
Za tym telefonem kryła się także jedna, poważna zagadka – mianowicie procesor. Kiedyś czytałem, że prawdziwy MacUser nie pamięta parametrów swojego komputera, a co dopiero telefonu. No cóż, czasy się zmieniły i mimo że iPhone 4 pod kontrolą iOS6 zap… działa bardzo, bardzo szybko ;-), to jednak warto poznać, co napędza “piątkę”. Na początku trochę się zdziwiłem – jest to dwurdzeniowy procesor o taktowaniu około 1 GHz, czyli na pierwszy rzut oka to, co znamy z A5. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, gdyż jest to pierwszy układ produkcji wyłącznie Apple. Poniżej zamieszczam benchmark A6.
A tutaj zielono-robocia konkurencja, często czterordzeniowa:
Różnica jest widoczna. Zastanawiam się, czy w iPadzie czwartej generacji zobaczymy w pełni czterordzeniowy A6X? Osiągi tego układu mogą być niesamowite.
Jak więc widać, iPhone 5 może mieć wiele ukrytych zalet, które odkryjemy już w ten piątek, gdyż wtedy prawdopodobnie rozpocznę test najnowszego smartfonu Apple.