Japończycy mają od października własne ACTA, a my…

Gdy przez Europę (w tym przez nasz kraj) przewinęła się olbrzymia fala protestów przeciw ACTA, projekt ostatecznie przepadł w unijnych instytucjach. Mniej szczęścia mieli jednak mieszkańcy Japonii…

Od wczoraj obowiązuje tam bowiem nowe prawo, zgodnie z którym za pobieranie z sieci nielegalnych plików objętych prawami autorskimi, grozi do dwóch lat pozbawienia wolności oraz grzywna, sięgająca nawet 2 mln jenów (tj. ok. 81,5 tys. zł). Jeszcze większe kary przewidziano dla osób uploadujących takie materiały do sieci – są to odpowiednio do 10 lat więzienia i grzywna do 10 milionów jenów.

Za takim rygorystycznym prawem optowało przede wszystkim The Recording Industry Association of Japan, wg którego danych Japończycy pobierają aż 10x więcej nielegalnych treści niż schodzi na rynku legalnych odpowiedników (4,36 miliardów nielegalnej muzyki i filmów versus 440 milionów sprzedanych płyt).

Tak, jak to miało miejsce w przypadku Polski, także w Japonii haktywiści pod logiem Anonymous za pomocą cyberataków na strony rządowe próbowali wywrzeć jakikolwiek wpływ na rząd. Niestety, bezskutecznie, co doprowadziło do wejścia w życie ustawy z dniem 1.10.2012 roku.

My natomiast, po ekscesach z ACTA i fali protestów zalegających nie tylko Internet, ale i nasze ulice, liczyliśmy na to, że nikomu w Europie nie wpadnie do głowy ponownie podobny pomysł… Tymczasem, jak informuje fundacja Panoptykon, niedawno doszło do wycieku dokumentu dotyczącego projektu “Clean IT” (“Czysty Internet”), finansowanego przez Komisję Europejską. Z dokumentu wynika, że projekt ten ma wprowadzić ograniczenia w publikowaniu treści, które są kontrowersyjne, choć nie zakazane przez prawo. Jak podaje Panoptykon:

Projekt „Czysty Internet” zakłada, że dostawcy usług internetowych „dobrowolnie” zobowiążą się do aktywnego nadzorowania swoich klientów, blokowania i filtrowania treści. Na tej bazie ma powstać sieć składająca się z zaufanych informatorów online. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom, twórcy projektu rekomendują również zaostrzenie prawa w poszczególnych państwach członkowskich. Wreszcie, wykraczając daleko poza obowiązujące ramy prawne, „Czysty Internet” promuje wykorzystywanie ogólnych warunków umów do usuwania „w pełni legalnych” treści, pozostawiając decyzję co do priorytetów „etyce biznesu”, jaką wyznaje dana firma. Projekt zmierza tym samym do stworzenia prywatnych mechanizmów cenzury, które będą egzekwowane w oparciu o ogólne warunki umów i nie będą poddane żadnej kontroli sadowej. (więcej info)

Cóż, chyba niedługo znów będzie trzeba wyjść na ulice…

[ź] bbc.com, technologie.gazeta.pl, panoptykon.org