Dla przypomnienia dodam, że jestem (szczęśliwym) posiadaczem iPhone’a 5 oraz iPada 3, oraz wielkim maniakiem ekranów Retina.
Półtora tygodnia temu zobaczyliśmy po raz pierwszy, oficjalnie, iPada mini. Jest to nic innego jak iPad 2 w znacznie mniejszej obudowie, z mniejszym ekranem (7,9″, taka sama rozdzielczość) oraz lepszym aparatem (5 MPix, nagrywanie w Full HD). Przez ostatnie 9 dni tablet ten mącił moje myśli. Brać, nie brać? Przeżyję z takim ekranem, czy może nie?
Żeby nie przedłużać: odpowiedź na drugie pytanie to “nie”, podobnie jak na pierwsze. Ale po kolei.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to rozmiar. Urządzenie jest dużo mniejsze od pozostałych tabletów Apple. Najbardziej widać to patrząc na… ikony iOS. Naprawdę, wtedy nie dotarł do mnie mniejszy rozmiar. Co jest na pewno “in plus”, jeżeli chodzi o ten tablet to jego grubość i waga, a raczej ich brak. iPada mini można wygodnie trzymać w dwóch palcach! Oczywiście, zdjęcia, na których ktoś obejmuje dłonią całego iPada nie są oszukane – tablet mieści się w dłoni (cóż, mojej, nie gwarantuję, że Twoja dłoń obejmie iPada mini). Ciężko pisać o wydajności urządzenia, z którym spędziło się jakieś 40 minut i nie “na swoich aplikacjach”, jednak proste porównanie z iPadem 2 potwierdza, że urządzenia pracują równie szybko. Jeżeli wierzyć Apple, mini pociągnie 10 godzin pracy na baterii, to wszystko czyni go naprawdę świetnym sprzętem wartym swojej ceny.
Dlaczego więc te słowa piszę na iPadzie trzeciej generacji, a nie na świeżo rozpakowanym mini? Dwie kwestie: LTE i Retina.
O ile w przypadku iPada 9,7″ jestem w stanie znaleźć, całkiem sensowne swoją drogą, argumenty dla kupowania wersji Wi-Fi only (ba, sam taką posiadam!) o tyle z iPadem mini będzie problem. Będąc urządzeniem tak małym, ono aż woła o stały dostęp do Internetu. Wersja LTE będzie za jakieś 3 tygodnie, warto zaczekać.
Brak Retiny to powód, dla którego nie kupię tego iPada. Z tego samego powodu chcę także sprzedać swojego MacBooka. Ostatnio, po długich przebojach z innymi telefonami niż iPhone, bardzo doceniłem jakość tego superostrego obrazu. Pomimo tego, że PPI praktycznie nie zmieniło się od iPhone’a 4, to cały czas powala mnie na kolana. Tak, wiem, Lumia 920 ma większę PPI. Good for it! Tak wiem, HTC J Butterfly ma większe PPI. Good for it! Tak wiem, Sony Xperia S ma większe PPI. Ale co z tego, skoro ten ekran ma tak słabe kolory, że nie da się na niego patrzeć? Nie mogę się już doczekać MacBooka Air 11″ z wysoką rozdzielczością. Pewnie będę jedną z pierwszych osób w kolejce po niego, jeżeli w ogóle taki się pojawi.
Dlatego też wstrzymuję się z zakupem iPada mini. Jest niesamowity – szybki, lekki, smukły, piękny. Jednak ekran, czyli coś, bez czego tablet nie ma racji bytu, nie zadowala mnie w 100%. A nawet nie w 50%. W tym momencie, gdybym miał kupować iPada mini, poszukałbym na Allegro ofert na „dużego” iPada z Retiną, nawet używanego. Jeżeli ten jest za ciężki, brałbym iPoda touch 5G, który jest fenomenalny. Również zaskakująco lekki, smukły, a do tego kolorowy oraz posiada świetny ekran. Jednak nie jest to tablet. Cóż, coś za coś. iPad mini pierwszej generacji, to nie jest tablet dla mnie.