Blog Forum Gdańsk 2012 było dla mnie inne od poprzednich edycji, na których mogłem gościć. Nie byłem tam obecny jako bloger, nie miałem tyle czasu, aby z Wami rozmawiać, wypytywać i podsłuchiwać. Pracowałem i obserwowałem – przede wszystkim backchannel i reakcje towarzyszące poszczególnym, omawianym tematom. Zegarek wskazywał 22:00, minęło kilka godzin od zakończenia #BFGdansk. Byłem zmęczony, leżałem w łóżku i jak zwykle w takim momencie (kto z Was tak nie ma?) biłem się z myślami. Głaskałem te swoje fałdy mózgowe, prasowałem jeszcze gorące po konferencji, mentalnym żelazkiem. Podsumowanie, jakaś mała relacja, może stwierdzenie? Chwytam myśl: “Nie ma czegoś takiego jak blogosfera…“.
Nie istnieje jedna, wielka blogosfera. Ten świat należy postrzegać jako kilkadziesiąt czy kilkaset wysepek, na których żyją porozrzucani blogerzy. Ekosystem blogowy (jakkolwiek głupio by to nie brzmiało) po prostu nie istnieje, bo w ekosystemie elementy są od siebie zależne, wpływają na siebie. Czy tak jest w blogosferze? Czy bloger technologiczny ma szansę – poza Blog Forum Gdańsk 2012 – spotkać się, rozmawiać i koegzystować z blogerem piszącym o pogodzie w Kielcach, albo wyborach do sejmiku na Podlasiu? Mocno to oczywiście uprościłem.
“Blogosferę” lubię wyobrażać sobie jako kilkaset gór lodowych, dryfujących po internecie. Większość z nich znajduje się głęboko pod jego powierzchnią – to autorzy nieznani szerzej, choć posiadający swoją publikę, czytelników i nierzadko lepsze umiejętności od “pięknych, młodych i bogatych”. Wierzchołkiem góry lodowej są blogowi celebryci, jednostki potrafiące się sprzedać, wylansować, promować siebie i nie tylko siebie, ale nierzadko także firmę. Nic do Was nie mam.
Wróćmy jednak do Wielkiej Teorii Wysp. Wyobraźcie sobie, że każda wyspa to “miziające się po majteczkach” (albo czym tam chcecie) pseudo-podwórko, na które składają się blogerzy z jednej paczki. Niekoniecznie jest to podział tematyczny. Taką wyspę dzielić można z czytelnikami, zaznajomionymi i lubianymi blogerami oraz reklamodawcami. Treści i miejsca w komentarzach wystarczy dla wszystkich. Bywa, że i wyspy się połączą, i rodzinka się powiększy :)
FOT. Pinterest
Dlaczego mówię o tym podziale? To prosta obserwacja, dokonana po raz trzeci na Blog Forum Gdańsk. Blogerzy rzadko się do tego przyznają, ale zbierają się w grupki wzajemnej adoracji. To nie jest złe, absolutnie nie! Normalnym jest, że tworzymy grupy o podobnych poglądach i zainteresowaniach. Komicznie jednak wygląda zebranie wszystkich blogerów w jednym miejscu. I po raz kolejny: to nie jest złe, bo #BFGdansk jest inicjatywą wybitną; to ewenement. Śmieszy mnie jednak widok, gdy cała ta “blogosfera” miast się jednoczyć i poznawać nawzajem, w większości przypadków tworzy takie “wysepki adoracyjne”.
“Kulinarki” siedzą razem, choć skrycie się nienawidzą, bo jedna gotuje lepiej od drugiej. Szafiarki także są dla mnie jakieś takie… choć może to tylko moje odczucia. Techblogerzy to lanserzy tak lanserscy, że aż ich lubię. Znajdują język tylko z homo techsapiens, czasem skumają się z fajną laską od garnków i patelni. Te mniejsze blogosfery błąkają się po korytarzach i czekają, aż ktoś do nich zagada. Paradoksalnie, w większości przypadków mają więcej do powiedzenia, niż “śmietanka”. Wszystkich Was lubię…
Przestańmy mówić o jednej “blogosferze”; znamy jedynie jej malutki procent. To procent “autolanserów”, którzy częstokroć zasięgiem nie dorastają do pięt o wiele mniejszym blogom, pisanym tak samo dobrze. Ci pierwsi wiedzą po prostu, jak siebie wypromować. Ci drudzy wykonują także doskonałą robotę, po cichu budując silne contentowo blogi, które zostaną w końcu odkryte. Ich czas jeszcze nie nadszedł, a ich potencjał nie został dostrzeżony…