Tematem dnia wczorajszego, dzisiejszego, i pewnie jeszcze przez tydzień będzie próba zamachu, którego miał dokonać niejaki Brunon K. (który jest takim a takim pracującym tam i siam, i rzeczywiście z tak rzadkim imieniem nikt nie jest w stanie dojść, jak on ma na nazwisko – brawo). Natrafiłem w którymś z artykułów na rzekomy screen jego profilu na FB i zaciekawiony, czy to fake czy prawdziwy profil, postanowiłem pobawić się w detektywa i przeszperać “Fejsa” w poszukiwaniu owego profilu. Wpisuję w wyszukiwarce imię i nazwisko delikwenta, a tu…
No i nie pozostało mi nic innego, jak strzelić sobie niezłego facepalma. Skąd, do diabła, wzięło się tych co najmniej 6 pajaców, którzy stworzyli fanpage/profile? Na co to komu? Rozumiem, że jest o czymś głośno i ludzie chcą wyrażać swoje zdanie na dany temat, no ale litości! A już totalnie nie rozumiem osób, które lajkują tego typu badziew. Raz, że wykazują tym samym swój poziom inteligencji poniżej wspominanego szympansa, dwa, że niekiedy po prostu dają się sprzedać za marne grosze na jakiejś farmie lajków.
I tak, jak obowiązkowe w szkole czy też na studiach jest “Szkolenie biblioteczne”, to jak tak dalej pójdzie, niedługo trzeba będzie wszystkim Polakom serwować “Szkolenie z Facebooka”, z obowiązkowymi lekcjami m.in. pt.:
– Do czego służą fanpage;
– To like or not to like, oto jest pytanie – czyli podumaj z Hamletem nim polubisz;
I jeszcze jedna sugestia – naprawdę chcecie mieć w znajomych Brunona K.? Poszukajcie jeszcze Jokera, Darth Vadera albo Lorda Voldemorta… O, przepraszam, tych już znacie…