Wiedźmin 3 i The Last of Us opowiadają bardzo podobną historię, ale to Polacy najlepiej rozwiązali największy problem
Z pozoru The Last of Us ma tyle wspólnego z Wiedźminem 3, ile aktualna walka różnych środowisk ze sztuczną inteligencją zaklętą w narzędzia pokroju ChatGPT. W praktyce jednak obie te gry opowiadają podobną historię ojców, którzy za cel wzięli sobie ochronę przybranej córki. Ciri jest dla Geralta tym, czym Ellie dla Joela i nawet początki relacji obu tych duetów mają cechy wspólne, których narasta wraz z rozwojem fabuły.
Tak jak z czasem Joel przekonuje się do Ellie, której ochrona staje się nowym celem i sensem jego życia, tak początkowo uciekający od przeznaczenia Geralt wreszcie zaczyna rozumieć, że jego drogi z Ciri muszą się skrzyżować. Podczas gdy bohater The Last of Us w tym procesie odcina się od przeszłości i otwiera się na drugiego człowieka mimo tego, że sam nie jest etycznym wzorem do naśladowania, tak najsławniejszy Wiedźmin przestaje udawać, że mutageny wyprały go całkowicie z uczuć i że samotne życie na szlaku jest jedynym sensem jego życia.
Czytaj też: Anulowałem abonament na Netflix. Nowy sposób walki z współdzieleniem kont zakrawa o nieśmieszny żart
W tej kwestii pierwszą odsłonę The Last of Us mogę porównać do pierwszego rozdziału fabularnego Wiedźmina 3, ale z tą różnicą, że w grze studia Naughty Dog widzimy ten proces na bieżąco, a w produkcji CD Projekt Red jest nam ona bardziej opowiadana (o ile nie czytaliśmy książek i związek Ciri z Geraltem jest nam zupełnie nieznany). Finalnie jednak pisarze obu produkcji zapewnili nam charakterystyczne duety w dwóch różnych światach i w pewnym momencie stanęli przed arcytrudnym wyborem – uzasadnienia ogromnej przemiany w drugoplanowej postaci.
Tak jak Ciri musiała przeistoczyć się ze zwierzyny w łowcę i stawić czoło Dzikiemu Gonowi oraz Białemu Zimnu, tak Ellie musiała zacząć pałać do Abby czystą nienawiścią, aby z czasem zrezygnować z wygodnego życia u boku ukochanej osoby i ruszyć na prywatną (finalnie niezrealizowaną) wendetę. Mimo wielu podobieństw twórcy podeszli jednak do tego problemu na dwa zupełnie inne sposoby i osobiście uważam, że Redom udało się to znacznie lepiej. Zanim jednak przejdziemy dalej, przypomnijmy sobie, jak oba studia zrealizowały tę przemianę w bohaterach. Najpierw obejrzyjcie scenę z Wiedźmina 3…
… a teraz z The Last of Us 2:
Widzicie różnice? Śmierć Vesemira tak bardzo różni się od śmierci Joela, że gdybym nie znał fabuły obu gier, uznałbym, że w The Last of Us 2 przyglądamy się brutalnej masakrze nie głównego niegdyś bohatera, a kogoś ciągle ważnego, ale jednocześnie i tak pobocznego (coś w rodzaju Tess z pierwszej odsłony).
Joel odchodzi z tego świata tak, jakby ledwie kilka lat wcześniej wcale nie walczył bohatersko z zarażonymi i Świetlikami. W jego śmierci nie ma nic z tego, co łączymy z bohaterami gier, a sposób, w który zostało to zrealizowane, poniekąd pluje w twarz każdemu graczowi, który zżył się z tą postacią. Tak po prostu nie powinno się kończyć historii głównych postaci w grach. Nie i kropka. W tamtej chwili twórcom niestety zabrakło innej postaci, która mogłaby zastąpić Joela w tej niechlubnej “roli”.
Inaczej sprawa ma się z Vesemirem. W Wiedźminie 3 przyglądamy się, jak być może najstarszy wiedźmin na świecie, który najpewniej był ostatnim świadkiem procesu przemiany normalnych dzieci w zabójców potworów, nie jest masakrowany przez Dziki Gon ot tak. Stawia im czoła, ratuje Ciri dwukrotnie przed wrzuceniem jej do portalu teleportacyjnego, a kiedy widzi, że przyszywana córka jego ucznia jest w stanie poświęcić się, żeby spróbować go uratować, postanawia pokazać jej, że w tej chwili poddanie się nie ma sensu. Tak też wystawia na siebie wyrok śmierci. Śmierci honorowej, bo przecież żaden wiedźmin nie może umrzeć z dwoma mieczami na plecach i śmierci scenariuszowo dosyć uzasadnionej, ale wiecie co? W tamtej chwili CD Projekt Red mógł równie dobrze uśmiercić Geralta zamiast Vesemira.
Czytaj też: Game Boy na miarę 2023 roku. Ta retrokonsolka przywróciła mi radość z grania
W tej kwestii Redzi mogli dokonać tego samego, co twórcy The Last of Us 2, bo studio miało już przygotowaną podstawę do tego, aby wrzucić gracza w skórę Ciri (pamiętacie krótkie wstawki z walki, kiedy gracz wcielał się w Ciri?). Na miejscu najstarszego wiedźmina mógł znaleźć się Biały Wilk, po której śmierci Redzi mogli prowadzić dalszą historię z punktu widzenia Ciri, co uzasadniałoby nawet decyzje co do tego, że Geraltem nie będzie nam już ponoć dane zagrać.
Pisarze wybrali jednak mniejsze zło i dzięki temu nie zostali znienawidzeni przez graczy… i chwała im za to. Jednak jestem jednocześnie pewny, że gdyby w scenie ataku Dzikiego Gonu na Kaer Mohren to Geralt padł ofiarą Dzikiego Gonu, gracze przyjęliby to o niebo lepiej, niż śmierć Joela w TLoU 2. Biały Wilk poległby bowiem podczas swojej misji ochrony Ciri, a nie wpadając w dziecinną zasadzkę, w której nie mógł nawet zareagować na oprawców i nawet pożegnać się ze swoją przyszywaną córką.
Scenariusz The Last of Us 2 zapomniał, że jest dla graczy, a gracze… bardzo przywiązują się do swoich postaci
Nie oznacza to jednak, że pisarze odpowiedzialni za historię w The Last of Us nie wykazali się świetnymi umiejętnościami i kreatywnością. Wręcz przeciwnie… tyle tylko, że nieco nie trafili w tej akurat kwestii. Tak jak trylogia Wiedźmin opowiadała historię Geralta, której znaczną częścią stała się z czasem Ciri, tak seria The Last of Us poszła bardziej w kierunku ukazywania postapokaliptycznego świata, wykorzystując do tego najpierw perspektywę Joela, a w drugiej części nie tylko Ellie, ale też poniekąd antagonistki – Abby.
To samo w sobie jest wyjątkowe, bo ten zabieg umożliwia graczom wyjście ze schematu “to my jesteśmy dobrzy, a oni źli”, pozwalając poznać daną historię z dwóch punktów widzenia. To nawet wyjaśnia nawet, dlaczego zakończenie TLoU 2 jest takie, a nie inne. Zwłaszcza że w porównaniu do Wiedźmina 3 dzieło Naughty Dog ukazuje nieco głębszą historię, wchodząc w poważne tematy i jednoznacznie pokazując, że bohater jednej opowieści może być złoczyńcą drugiej.
Swoją drogą, to sugeruje, że w potencjalnej trzeciej odsłonie serii (o ile powstanie) gracze wcielą się właśnie w Abby, która będzie polować na Ellie, chcąc zakończyć pracę swojego ojca co do opracowywania szczepionki. Tyle tylko, że studio będzie miało twardy orzech do zgryzienia, bo fanom pierwszej odsłony The Last of Us zapewne się to spodoba i wcale by mnie to nie zdziwiło, bo sam również kręciłbym nosem na to, gdyby w Wiedźminie 3 uśmiercono Geralta, a nie Vesemira, aby uzasadnić przemianę innego bohatera.
Czytaj też: Graficy pozywają sztuczną inteligencję, choć sami też kradną. Sąd zdecyduje, kto ma rację
W grach bowiem zwyczajnie nie można ot tak uśmiercać postaci, którymi było nam dane sterować i to na dodatek w tak paskudnym stylu. To inne medium niż książki, filmy i seriale, gdzie zabawa w zabijanie rodem z Gry o Tron może się udać, bo przez interaktywność medium, gracze zwyczajnie bardziej zżywają się z bohaterami. Dlatego zresztą nowe odsłony Wiedźmina nigdy nie będą dla mnie tym, czym pierwsza trylogia. W moich oczach to właśnie Geralt definiuje to uniwersum, więc doskonale rozumiem osoby, dla których The Last of Us nie istnieje bez Joela.