Mroczne zaułki, nocne koszmary i zamaskowany mściciel wymierzający sprawiedliwość w cieniu – to nie Gotham, a Nowy Jork lat 30. XX wieku. “Sandman. Teatr tajemnic. Tom 1” przenosi nas do czasów, gdy Wesley Dodds, pierwotny Sandman, tropił złoczyńców w szarym płaszczu i masce przeciwgazowej. W świecie pełnym przemocy i korupcji, sen nie przynosi ukojenia – jest zapowiedzią nadchodzącej grozy. Czy nowa interpretacja klasycznej postaci zachwyca tak samo, jak jej kultowe wcielenia? Dzięki wydawnictwu Egmont możemy się o tym przekonać.
“Sandman. Teatr tajemnic” – recenzja komiksu
Podczas gdy Neil Gaiman w swojej legendarnej serii “Sandman” nadał postaci Morfeusza króla snów i mitologiczną głębię, “Teatr tajemnic” wraca do korzeni – do wersji bohatera stworzonej w 1939 roku przez Gardnera Foxa i Berta Christmana.
Czytaj też: Sny, lęki i trauma. Recenzja komiksu “Sandman Uniwersum. Kraina koszmarów. Tom 1”
Za scenariusz odpowiada Matt Wagner, twórca “Grendela” i “Maga”, znany ze swojej umiejętności łączenia kryminalnej intrygi z psychologicznym rysunkiem postaci. Wagner reinterpretuje postać Wesleya Doddsa jako człowieka rozdartego między snami pełnymi wizji zbrodni a rzeczywistością, w której sprawiedliwość bywa kapryśna. Jego Sandman to nie wszechpotężny władca Krainy Snów, lecz człowiek rozdarty między chęcią wymierzania sprawiedliwości a świadomością, że sam jest tylko częścią większej gry.

“Teatr tajemnic” to opowieść noir pełną mroku, przemocy i cynizmu. Tu nie ma superbohaterskich popisów ani wygładzonych, czarno-białych podziałów. Jest brudna ulica, spocone dłonie trzymające rewolwer i cienka granica między bohaterem a złoczyńcą.

W “Teatrze tajemnic” za stronę wizualną odpowiada Guy Davis, wielokrotny zdobywca Nagrody Eisnera, znany ze współpracy przy “BBPO” czy “Hellblazerze”. Jego styl to mieszanka ekspresyjnego brudu i surowej estetyki, idealnie pasująca do historii osadzonej w latach 30. XX wieku.


Davis tworzy świat pełen dymu papierosowego, połyskliwych oczu w cieniu kapeluszy i mokrych bruków, odbijających światło neonów. Nie ma tu miejsca na przesadną estetyzację, a rysunki są chropowate, pełne grubo cieniowanych postaci, które wyglądają jakby zaraz miały wtopić się w ciemność. Gdy Dodds zakłada swoją maskę Sandmana, nie przypomina herosa, lecz upiora z najgorszych snów – nie wiadomo, czy to on tropi zło, czy może sam jest jego częścią.

Nowy Sandman nie jest baśniowym demiurgiem, nie toczy metafizycznych sporów z losem i śmiercią. Jest człowiekiem, który nie może spać, bo wie, że za zamkniętymi powiekami czają się mordercy, oszuści i zwyrodnialcy. “Teatr tajemnic” to rasowy kryminał noir, którego lektura przypomina powolne zanurzanie się w szklance starej, gorzkiej whisky.


Czy warto? Jeśli lubicie brudne, mroczne historie, w których nie ma prostych odpowiedzi – zdecydowanie tak. Ale pamiętajcie – w tym teatrze nikt nie gra czystej roli, a sen nie zawsze przynosi ukojenie.