Krew z Kryptonu, serce z Kansas. Recenzja komiksu “Superman na wszystkie pory roku”

“Superman na wszystkie pory roku” to nie opowieść o herosie z nadludzką siłą, lecz o chłopcu z Kansas, który uczy się być człowiekiem w świecie pełnym oczekiwań. To historia o dorastaniu, samotności i nadziei, która nie gaśnie nawet w najchłodniejszą zimę.
Superman na wszystkie pory roku

Superman na wszystkie pory roku

Zbliża się premiera nowego filmu “Superman” w reżyserii Jamesa Gunna, a dyskusje o tym, kim jest Człowiek ze Stali, na nowo nabierają rumieńców. W tym kontekście warto sięgnąć po komiks “Superman na wszystkie pory roku” autorstwa Jepha Loeba i Tima Sale’a. To wybitne dzieło, które nie tylko definiuje istotę postaci Kal-Ela, lecz także przypomina, że pod peleryną kryje się przede wszystkim człowiek. Człowiek, którego siła nie tkwi w laserowym wzroku czy nadludzkiej sile, lecz w sercu otwartym na świat.

“Superman na wszystkie pory roku” – recenzja komiksu

Jeph Loeb w swojej opowieści wybiera perspektywę intymną i kameralną. Zamiast kolejnego starcia z kosmicznymi najeźdźcami, otrzymujemy historię dojrzewania młodego Clarka Kenta – chłopaka z Kansas, który próbuje odnaleźć swoje miejsce między spokojem Smallville a zgiełkiem Metropolis.

Superman na wszystkie pory roku

Komiks jest podzielony na cztery części, z których każda odpowiada innej porze roku i innej perspektywie narracyjnej. Wiosna to głos Jonathana Kenta, lato – Lois Lane, jesień – Lex Luthor, a zima – Lany Lang. Te zmieniające się perspektywy ukazują Supermana nie jako boskiego wybawcę, lecz jako syna, przyjaciela, obiekt zazdrości i niespełnionej miłości.

To właśnie ten zabieg – spojrzenie na Clarka oczami innych – nadaje komiksowi wyjątkową głębię. W oczach ojca jest chłopcem, który przerasta wiejską codzienność. Lois widzi w nim ideał, którego nie potrafi zrozumieć. Lex Luthor dostrzega zagrożenie dla swojej pozycji, a Lana – tęsknotę za prostotą minionych lat. Loeb opowiada historię, która pozornie jest prosta, ale uderza w uniwersalne struny: pragnienie akceptacji, lęk przed samotnością i nieuchronność zmian. Przekaz jest prosty, ale ujmujący za serce.

Superman na wszystkie pory roku

Tim Sale, ze swoim charakterystycznym stylem, tworzy obrazy, które oddychają nostalgią i melancholią. Jego Superman nie jest pomnikiem idealnej sylwetki – to młody mężczyzna o nieco nieporadnej posturze, zgarbiony pod ciężarem swojej tożsamości. Smallville jawi się jako sielankowe, ciepłe miejsce, pełne złotych pól i nieba o pastelowych barwach. Z kolei Metropolis jest zimniejsze, pełne wieżowców i cieni, które podkreślają dystans między Supermanem a otaczającym go światem.

Superman na wszystkie pory roku

Kolory Bjarne’a Hansena podkreślają emocjonalny rytm opowieści – wiosna jest ciepła i pełna nadziei, lato pulsuje energią, jesień to czas zwątpienia, a zima niesie ze sobą chłód samotności. To właśnie ta wizualna metaforyka sprawia, że komiks nie jest jedynie historią o superbohaterze, lecz poetycką przypowieścią o cyklicznej naturze życia.

Superman na wszystkie pory roku

Czy w czasach kryzysów, podziałów i półprawdy Superman ma jeszcze coś do zaoferowania? “Superman na wszystkie pory roku” udowadnia, że tak. Człowiek ze Stali nie jest reliktem naiwnego idealizmu, lecz przypomnieniem o sile prostych wartości: empatii, uczciwości i nadziei. Gdy Lex Luthor w komiksie pyta, co Superman ma, czego nie da się kupić – odpowiedź brzmi: wiarę w ludzi. Chyba więcej dodawać nie trzeba.

Superman na wszystkie pory roku

James Gunn, przygotowując swój film, deklaruje chęć ukazania Supermana jako postaci, która łączy, a nie dzieli. Komiks Loeba i Sale’a mógłby posłużyć za doskonały punkt wyjścia. Bo choć Superman pochodzi z Kryptonu, to jego dusza jest zakorzeniona w ziemi Kansas – ziemi, która uczy, że największa siła tkwi w sercu.

Czytaj też: Najpiękniejsza Wonder Woman, jaką widzieliście. Recenzja “Wonder Woman. Historia: Amazonki”

“Superman na wszystkie pory roku” to komiks genialny, jedna z najlepszych zamkniętych opowieści o Człowieku ze Stali, jakie ukazało się dzięki wydawnictwu Egmont. To pozycja obowiązkowa dla tych, którzy w superbohaterach szukają nie tyle spektakularnych walk, a refleksji nad istotą człowieczeństwa. To opowieść, która pokazuje, że można ocalić świat, nie tracąc siebie. I że czasem największą mocą jest umiejętność powiedzenia: “Jestem tutaj dla ciebie” – niezależnie od pory roku.