Pomysł brzmi jak scenariusz z filmów science fiction, ale Google zapewnia, że to już rzeczywistość. Zamiast mozolnego przesuwania regulatorów czy wybierania konkretnych narzędzi, wystarczy opisać lub powiedzieć, co chcemy zmienić na fotografii. Nowa funkcja eliminuje potrzebę wybierania narzędzi czy dostosowywania suwaków, oferując zupełnie nowe podejście do edycji.
Kolejnym aspektem wartym uwagi jest zakres możliwości. System oparty na modelu Gemini rozumie zarówno proste polecenia typu “usuń ten samochód w tle”, jak i bardziej złożone instrukcje dotyczące poprawy kolorystyki czy dodawania elementów. Co ciekawe, można łączyć kilka poleceń w jedno zdanie, co teoretycznie powinno przyspieszyć cały proces. Google twierdzi, że takie operacje zajmują zaledwie kilka sekund, choć warto zachować zdrowy sceptycyzm wobec tych deklaracji – zwłaszcza przy bardziej skomplikowanych modyfikacjach.
Przechodząc do następnej kwestii, warto zwrócić uwagę na ograniczenia dostępności. Jak to często bywa w przypadku nowości od Google, funkcja debiutuje na smartfonach Pixel 10 i to wyłącznie na rynku amerykańskim. To dość przewidywalna strategia, która pozwala firmie przetestować rozwiązanie na mniejszej grupie użytkowników przed szerszym wdrożeniem. Historia pokazuje, że takie funkcje zazwyczaj trafiają później na inne urządzenia z Androidem, a następnie na iOS, ale konkretnych terminów niestety brak.
Równie istotne jest to, że równolegle wprowadzany jest standard C2PA Content Credentials. To dość techniczna, ale ważna inicjatywa, która ma zwiększyć transparentność edycji zdjęć w dobie powszechnej automatyzacji. System pozwala śledzić historię modyfikacji obrazu, co może być istotne w kontekście walki z dezinformacją. Wsparcie dla C2PA będzie stopniowo wprowadzane na urządzeniach Android i iOS w nadchodzących tygodniach – to akurat konkretna informacja, której brakuje w przypadku samej edycji konwersacyjnej.
Czytaj też: Tłumacz Google zyska nowe moce. Wszystko dzięki AI i modelowi Gemini
Patrząc na całość, widać wyraźnie, że Google stara się upowszechnić zaawansowane narzędzia edycyjne. Z jednej strony to ciekawy kierunek, który może rzeczywiście ułatwić życie przeciętnym użytkownikom. Z drugiej – typowe dla giganta z Mountain View stopniowe wdrażanie nowości może frustrować tych, którzy nie mają najnowszego Pixela. Czas pokaże, czy edycja konwersacyjna okaże się przydatną funkcją, czy kolejnym eksperymentem, który zniknie za kilka miesięcy.
