Jedna myśl i jej rozwinięcie – smartfon przedłużeniem ręki

Jak to jest, że gdy siadam do komputera i rozpiera mnie wena, to nie wiem na jaki temat mam pisać? W mojej głowie kłębią się stosy myśli, gotowe artykuły, felietony i newsy. Kłębią się, szumią w uszach i nieomal chwytam słowa, układam je świadomie w gotowe teksty, jakbym układał domino czy puzzle. A mimo tego, gdy siadam by dla Was napisać, wszystko pryska jak bańka mydlana, rozmywa się i gdzieś ulatuje. Przed snem potrafię zaplanować trzy do pięciu tekstów, na biurku leży smartfon, w którym większość pomysłów zapisuję. Postanowiłem jedną ze swoich myśli (które de facto pojawiły się w mojej głowie 15 minut temu) przelać na ekran komputera. Nie potrzebuję źródeł, dyskusji, bodźców, nie potrzebuję także wydrukowanych kartek z danymi, których używam często, gdy dla Was piszę. Jedna myśl: smartfon jest przedłużeniem ręki – niech to będzie… eksperyment.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie podejrzewałem, że będę szczęśliwym posiadaczem smartfona. Dokładnie rok temu, gdy siedziałem z kimś dla mnie wyjątkowym w moim pokoju i oglądałem film (wybaczcie, nie pamiętam jaki) na biurku leżała Nokia E51. Dla mnie był to telefon, który wreszcie coś potrafił, który miał Wi-Fi i łączność via “pakiety”. Symbian S60v3 – cudeńko.

Nokię E51 sprzedałem, kupiłem Samsunga Spicę, którego posiadaczem byłem do początku listopada. Wtedy też wymieniłem się z bratem Spicą na Samsunga Galaxy Mini (no i oczywiście dopłaciłem). “Wreszcie nie muli i nawet Angry Birds znośnie działają” – pomyślałem.

Od momentu, gdy zaprzyjaźniłem się z dotykowymi telefonami zauważam, jakimi pożeraczami czasu są te urządzenia. To nienaturalne przedłużenie naszej ręki i pomimo tego, że teoretycznie mogłyby spoczywać w spokoju w naszych kieszeniach – nie spoczywają tam. Wyciągam go na każdym kroku, zapisuję w nich przeróżne rzeczy i używam ich w najróżniejszych celach. W pewnym sensie uzależniam się od telefonu, bo moja praca wymaga stałego kontaktu z internetem. Nawet, gdy chcę pograć w spokoju w billard, napływają do mnie maile i powiadomienia z Twittera. Nie mogę tak po prostu wyłączyć telefonu – gdy nie mam go przy sobie, czuję się niekomfortowo, ale gdy wiem, że jest wyłączony, wprost nie mogę tego znieść. “A co, gdy coś się stanie mojej mamie/bratu? A jeśli zadzwoni szef?” – miliardy pytań w mojej głowie i żadnej, nawet najmniejszej przyczyny, by telefon był włączony. Bo tak naprawdę jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby popołudniu ktoś dzwonił do mnie z ważną informacją. Nadal się tym jednak zadręczam…

Jeśli już zakupiliśmy taki telefon (choć częściej pełni on funkcję przenośnego komputera), to podyktowane było to zapewne pewną potrzebą: jeśli nie z uwagi na pracę, to z uwagi na pewnego rodzaju status społeczny – dla mężczyzn może być to więc przedłużenie przyrodzenia. Nie śmiejcie się. Facet ze smartfonem wygląda lepiej, bardziej profesjonalnie, a jeśli tym smartfonem jest słuchawka z Androidem to według jakichś głupich badań masz większe szanse na seks na pierwszej randce. Nie kupujcie BlackBerry. :)

Smartfon wyjmujemy nie tylko tam, gdzie musimy zająć swoje ręce. To zresztą jest temat na oddzielny wpis, bo wraz ze wzmożonym korzystaniem z urządzeń mobilnych i ogólnego “uinternetowienia” zmieniła się nasza mowa ciała. Gest “skrzyżowanych rąk na klatce piersiowej” zajmuje zabawa smartfonem – to jeden z, co prawda, nielicznych przykładów, ale pokazuje dobitnie jak zmienia się nasze zachowanie, gdy używamy smartfonów. Do czego używamy tych urządzeń na co dzień? Wymieńmy kilka ich zastosowań: lista zakupów, sprawdzanie maila, Facebook, Twitter, Google Plus, słuchanie muzyki, sprawdzanie pogody, wiadomości, czytnik RSS, Foursquare, GPS i miliard innych pierdół takich jak chociażby gry czy durne aplikacje – moim faworytem jest “Saber światła Jedi”. Szczególnie ostatnia pozycja wytraca nasz cenny czas, którego mamy przecież tak mało.

Koniec końców smartfon to przedłużenie ręki i – jak nam się wydaje – odciążenie dla mózgu. Przedłużenie ręki, bo możemy “wirtualnie” wykonywać czynności, których niegdyś nie dało się zastąpić aplikacjami – dla przykładu GPS (ktoś jeszcze używa map w mieście?) Odciążenie mózgu, bo nie musimy o wszystkim pamiętać, choć paradoksalnie zachodzi tutaj nierówna wymiana. Wydaje nam się, że z naszych barków znika ciężar zapamiętywania, a tak naprawdę zarzucani jesteśmy informacjami, które musimy przetworzyć.

Smartfony sprzedają się coraz lepiej i jeśli wierzyć badaniom, to penetracja polskiego rynku mobilnego w 2011 roku była dwukrotnie większa, niż w roku 2010 (GfK Polonia). Coraz więcej osób uważa, że bez internetu “pod ręką” nie jest w stanie stabilnie i aktywnie funkcjonować. Zmienia się sposób, w jaki pracujemy, bo naszą pracę wykonujemy częstokroć po wyjściu z biura. Rano – nierzadko jeszcze przed umyciem twarzy czy podniesieniem się z łóżka – sprawdzamy maile, Twittera i Facebooka. Można się pokusić o stwierdzenie, że smartfon jest terminalem przenoszącym nasze obowiązki z miejsca pracy wprost do naszego domu. A w domu powinno się odpoczywać… Proponuję szybki test. Zamieńcie na jeden dzień smartfon na prosty, ceglany telefon, służący jedynie do dzwonienia i SMSowania. Sprawdźcie, czy w natłoku obowiązków dnia codziennego uda Wam się bezproblemowo przebrnąć przez pracowity dzień.

Dla tych z Was, którym smartfon jest wręcz niezbędny do życia będzie niezwykle trudno. Aż dziw bierze, jak ludzie mogli żyć i pracować bez tego wynalazku jeszcze kilka lat temu, prawda?