Eastcamp to białostockie spotkania branży internetowej. Głownie lokalnej, ale z gośćmi z całego kraju (a czasem nawet zagranicy). Barcamp startował w 2008 roku, potem była kilkuletnia przerwa, aż do ubiegłorocznej reaktywacji. Na tyle skutecznej, że od wakacji 2011 niemal co miesiąc do stolicy Podlasia przyjeżdżają twórcy startupów, marketingowcy czy specjaliści od eCommerce. Spotkania zawsze odbywają się w ostatnim tygodniu miesiąca, a o planach (i przeszłości) poczytać można na stronie www.eastcamp.pl. Krawaty niewskazane – ochroniarz każe zdejmować je przy bramce i bierze w depozyt.
Umarła klasa
Nic tak dobrze nie rozpoczyna imprezy, jak pogrzeb. Rafał Skwiot z portalu NK.pl przekonywał jednak, że pogłoski o śmierci dawnej Naszej-Klasy są mocno przesadzone. W trakcie prezentacji padały duże i imponujące liczby: 11,4 mln unikalnych użytkowników (wg badań Megapanelu, statystyki NK.pl mówią o 12 mln). Miesięcznie to więcej, niż 8,25 mln Facebooka. Do tego zlicza się: 1,3 mln użytkowników wersji komórkowej (co dobrze wróży rynkowi mobile), 171.798 aktywnych mieszkańców Podlasia, z czego 66,1 tys. to Anny. Robi wrażenie?
Wystąpienie Rafała było dość szeroką prezentacją ewolucji serwisu od typu „reunion” do dzisiejszego „miejsca spotkań”. W tym była też mowa o kształtowaniu się możliwości prowadzenia działań promocyjnych i reklamowych na największym rodzimym portalu społecznościowym. – NK.pl oferuje szeroki zakres możliwości promocyjnych do zwykłego dysplaya, do akcji specjalnych i reklamy samoobsługowej. Brakuje jednak na rynku agencji, które specjalizowałyby się w prowadzeniu tego typu działań i potrafiły w pełni wyzyskać oferowane przez nas możliwości. To skutkuje tym, że klienci nawet nie wiedzą do końca, że można się promować wśród 11 milionów użytkowników NK-i – stwierdził Rafał (przy okazji zaoferował zainteresowanym możliwość darmowego przetestowania reklamy samoobsługowej).
O sporej aktywności użytkowników mobilnych była już mowa. Na pewno dobrym prognostykiem jest wzrost w tym obszarze, co skutkuje opracowywaniem nowych narzędzi dla tego typu użytkowników. Na drugi kwartał tego roku Rafał zapowiedział wprowadzenie „mobilnych kuponów”, jednak szczegółów innowacji nie chciał zdradzić.
Ze strony publiczności padło też pytanie o to, na czym zarabia serwis (o dobrze wyglądającym raporcie finansowym firmy niedawno pisał Kamil Zawiślak ). – Głównie na reklamie displayowej, ale jej udział w przychodach maleje na rzecz mikropłatności ze strony użytkowników – zdradził Rafał. Gąbki mają najwyraźniej wzięcie. Po tym wystąpieniu można było faktycznie odnieść wrażenie, że popularne do niedawna na blogach wieszczenie końca serwisu były jednak zdecydowanie przedwczesne.
Dobre, bo tanie wino
Po poważnej rozmowie w gronie klasowym nastał czas na odrobinę relaksu przy napojach procentowych (czasem z bąbelkami). Wyluzowany Gabriel Matwiejczyk opowiadał „O miłości do wina i internetu”. Z dystansem do siebie i humorem. Już na wstępie obiecał, że na afterparty zdradzi w najściślejszej tajemnicy wszystkie sekrety sektora badawczego w NK.pl (w którym swego czasu pracował, a którego możliwości chwilę wcześniej chwalił Rafał). Dotrzechdych.pl to serwis (a raczej blog przekształcający się powoli w serwis) o winach. Tych tańszych, dyskontowych, a nadal dobrych. Nazwa zdradza prawie wszystko: to miejsce dla tych, którzy lubią wino, ale nie chcą za nie płacić horrendalnych kwot. Zadowoleni będą też ci, co niekoniecznie wiedzą, czego szukać – nie oszukujmy się: dobrych sommelierów w Polsce za wielu nie ma.
Gabriel zdradzał szczegóły narodzin bloga, który nie oszałamiał i nadal nie powala na kolana szatą graficzną („Nikt z naszej trójki, która go zakładała, nie ma zielonego pojęcia o programowaniu”), ale za to wyróżnia się unikalnymi wpisami i brakiem specjalistycznego, hermetycznego żargonu. Projekt na pewno trafił w dobrą niszę (pomysłodawca wcześniej przeprowadził badania ankietowe poprzez fora i blogi, by zbadać gust winny Polaków) – wino regularnie zdobywa popularność w naszym kraju – mowa była o rynku wartym dziś 2 mld złotych. Jest więc w kogo celować. A że bardziej stać nas na wino z hipermarketów i dyskontów, niż winiarni Marka Kondrata, to przewodnik: „co kupić, by się napić i nie przepłacić”staje się tym bardziej przydatny.
I tu pada kolejny akcent mobilny tego wieczoru: uruchomiona została niedawno dedykowana aplikacja na iPhone’a (planowane są wersje na Androida oraz WP7 – ta ostatnia bardzo by mnie ucieszyła, bo sama strona nie posiada wersji dostosowanej do ekranu telefonu), która ułatwia podjęcie decyzji o zakupie. Może się ona okazać w przyszłości podstawą wchodzenia serwisu w obszar eCommerce. – Na przykład poprzez sponsorowane sugestie produktów podczas korzystania z naszej bazy – dzielił się pomysłem Gabriel, który raczej nie jest zainteresowany prowadzeniem sklepu: – To wymaga współpracy z dostawcami oraz ograniczałoby nasze zdolności recenzenckie. Przykład innych takich projektów pokazuje zarazem, że wcale nie jest to dobry biznes – wyjaśniał. Póki co za cel główny stawia sobie jednak głównie zdobycie pierwszego miejsca wśród polskich serwisów o winie. To wcale musi być trudne, bo czołowe wortale mają niewiele lepsze statystyki.
I pytanie na koniec: dlaczego lubi to zajęcie? – Bo przez ostatnie dwa tygodnie dostałem 92 butelki wina do przetestowania – zdradził. Nie wiem jak wy, ale zazdroszczę mu bardziej, niż tym, którzy dostają nowego iPhona do testów.
Startup na rarty
Kolejny prelegent, Andrzej Okrasa z serwisu Ratomat.pl, zdecydował się na trochę inną formę prezentacji. Nie opowiadał (sam z siebie, ale potem publiczność i tak wyciągnęła z niego to, co chciała) o swoim serwisie, ale o tworzeniu startupu dla rynku finansowego w ogóle. Była mowa o strategiach, ale też o idei, jaka przyświeca tego typu przedsięwzięciom. Główna z nich: „Startup z tej branży jest adwokatem klienta”, to pochodna procesu badania rynku i potrzeb klienta (w tym tych nieuświadomionych, które pokazują, gdzie serwis może mu pomóc).
Coś w tym myśleniu musi być, skoro Ratomat.pl (czyli wirtualny kantor, który pomaga swoim klientom spłacać raty kredytu zaciągniętego w obcej walucie) zyskuje popularność. Prosty pomysł, mechanizm działania wzięty rodem z zakupów grupowych i profesjonalne wykonanie – to chyba jego główne atrybuty, które wzbudzają zaufanie. Na ten moment liczba pieniędzy, jakie użytkownicy wpłacili na konto serwisu, to prawie 236 mln złotych. – Wyjątkowo ważne jest reagowanie na zmiany zachodzące w społeczeństwie – konkludował Andrzej, pokazując jak Ratomat.pl odpowiadał na zapotrzebowanie na obniżenie kosztów spłaty kredytów.
Ciekawym spostrzeżeniem było fakt, że Ratomat ma więcej klientów, niż… fanów na Facebooku. – Powód? – Może dlatego, że nie wszyscy chcą obnosić się ze swoimi finansami publicznie – padła opinia. Popularność tego typu usług trzeba więc budować w zupełnie inny sposób. Na przykład poprzez imienne maile do zarejestrowanych, ale nieaktywnych klientów. Efekt? 40% odpowiedzi . Indywidualny kontakt jest w tym obszarze niezmiernie ważny, by zaangażować i przekonać do siebie użytkowników. A inne formy promowania serwisu? Ciekawostka z życia startupu: okazało się, że strona miała więcej wyświetleń po artykule na AntyWeb, niż po prezentacji w TV Biznes. Czyżby czytelnicy blogów technologicznych mieli większe kłopoty ze spłatą kredytów, niż telewidzowie? ;-)
Aaaby do Wesela
Spotkanie najlepiej skończyć weselem. Projekt Tomasza Jabłońskiego aaawesele.pl to startup celujący w rynek ślubny. Rzecz prowadzona całkowicie jednoosobowo ma wyróżniać się na tle konkurencji dopracowaniem wizualnym i zasadami funkcjonowania. AaaWesele.pl w dużym stopniu korzysta z mechanizmów serwisów społecznościowych, głównie Facebooka, poprzez które można logować się i komentować na wortalu. – Konkurencyjne serwisy stawiają głównie na tym, by jak najszybciej wyciągnąć pieniądze na wizytówkach klientów. My chcemy dostarczać przede wszystkim wiarygodne, dzięki wtyczce facebookowej, oceny realnych użytkowników – zdradzał Tomek.
Sporą część prezentacji zajmował opis powstawania serwisu oraz jego promocji – głównie poprzez tradycyjne pozycjonowanie. W tym ostatnim spory udział ma współpraca z porównywarkami cenowymi (głównie z Nokautem). Skupienie się na pozycjonowaniu w wyszukiwarkach wynika z przekonania autora projektu, że w tego typu serwisów nie ma potrzeby budowania głębokich relacji z klientem. – Ślub w końcu bierze się raz w życiu – podsumował Tomek (co wzbudziło radosny sprzeciw na sali). Z podobnego powodu nie ma na aaaWesele.pl forum dyskusyjnego – puste wątki tylko odstraszają użytkowników. Ciężar dyskusji został więc przeniesiony w obszar komentarzy pod wizytówkami.
Jaki sposób na przyciąganie firm ma autor serwisu? Samodzielne tworzenie bazy adresowej to podstawa. Następnie wysyłanie indywidualnych wiadomości do potencjalnych klientów z zachętą do uzupełnienia wizytówki (w planach jest wprowadzenie możliwości płatnej personalizacji tychże). Sporym plusem dla serwisu było to, że w całości zależy od jednej osoby: – To pozwalało na szybkie reakcje na zgłaszane błędy, bądź zapotrzebowanie na konkretne funkcje – podkreślał Tomek. I w końcu: polecenia. Firmy, które stosują linkowanie zwrotne są prezentowane wyżej w wewnętrznych wynikach wyszukiwania.
A po spotkaniu rodzinnym…
Na zakończenie każdego Eastcampa użytkownicy mogą wybrać się na afterparty przy piwie i zażartych dyskusjach. Jedni zapewne zdradzali sekrety badań w NaszejKlasie. Inni – dyskutowali potajemnie o winach powyżej trzech dych (oficjalna wersja brzmi, że nie warto wydawać). Zapewne tak było. Bo w każdej dużej rodzinie jest jakaś czarna owca, która nie zostaje do końca. Jak autor tego tekstu, który po konferencji spokojnie podreptał sobie do domu. Na szczęście organizatorzy zapraszają z powrotem za miesiąc.
PS dla zainteresowanych: warto śledzić Eastcampowego FanPage’a, gdzie w ciągu najbliższych dni udostępnione zostaną rejestracje wideo wszystkich wystąpień.
fot. autorstwa Organizatorów oraz autora.