Nowy wymiar „czekinowania”

Foursquare nabiera wiatru w żagle. Zmiany, jakie zaszły w tym serwisie w ostatnich dniach, wskazują, że jego właściciele mierzą w rywalizację z Google+Lokalnie oraz serwisem Yelp. Czy mają na to szanse? Analizujemy ostatnie zmiany w serwisie.
źródło: materiały prasowe Foursquare

źródło: materiały prasowe Foursquare

Foursquare (4sq) nie jest w Polsce dobrze znany, warto więc na początek wyjaśnić, z czym go się je. To miejsce, gdzie tacy jak my (uzależnieni od swoich smartfonów, lubiący takie słowa jak „lans”, „autopromocja” oraz „to moja knajpa, bywam tu częściej niż inni – oto dowód w postaci moich zalogowań w tym miejscu w ciągu ostatniego miesiąca”) mogą przy użyciu specjalnej aplikacji oznaczać, że w danej chwili znajdują się w najmodniejszym secondhandzie w mieście. Oznaczyć, czyli: zameldować się (ładny, w miarę polski zwrot), zrobić „check-in” (brzydkie, bo z angielskiego), albo zaczekinować się (ekwilibrystyczne językowo, ale przyznać trzeba, że ma swój wdzięk). Za każdy meldunek dostajemy punkty, a jak nas najdzie ekshibicjonistyczna gorączka i zaczniemy robić to hurtowo, to, jak to bywało w harcerstwie, zaczniemy dostawać odznaki. Ot przyjemna geolokalizacyjna gierka, ze smaczkiem w postaci pół-publicznego ujawniania swoich dość prywatnych danych (gdzie, z kim i jak często). Ale by nie demonizować: to też sposób na prowadzenie specyficznego dziennika, który docenią osoby sporo podróżujące i fotografujące.

Użytkownicy serwisu, a jest ich ponad 25 milionów na świecie (w Polsce pewnie z kilkadziesiąt tysięcy), przywykli już, że sam serwis za wiele się nie zmieniał. Aplikacja i strona WWW przechodziła głównie kosmetyczne poprawki (aplikacja na Windows Phone, której używam, przez ostatni rok nie zmieniła się wcale). Co prawda już 2 sierpnia umożliwiono łatwe zakładanie Stron (podobnych trochę do fanpage’y na Facebooku), ale dopiero w czasie ostatnich kilku tygodni Foursquare nagle się ożywił.

Dostępny dla każdego

15 października przebudowie uległa strona startowa Foursquare’a. Ze statycznego ekranu logowania przekształciła się w aplikację, która  pozwala na przeglądanie zawartości serwisu i wyszukiwanie ciekawych miejsc. Każdemu. Nawet tym, którzy nie posiadają tam konta. Do jej uruchomienia wykorzystano mechanizm rekomendacji „Explore”, z którego do tej pory mogli korzystać tylko zalogowani użytkownicy. Jak zapowiadali właściciele serwisu:

Od momentu uruchomienia tej usługi podkręcaliśmy i naprawialiśmy mechanizm rekomendacji, analizując ponad 3 miliardy zameldowań oraz 30 milionów porad, po to by znaleźć klucz do generowania najlepszych poleceń. W rzeczywistości zaczęliśmy nawet pewien eksperyment: czy bez danych w postaci zameldowań nadal możemy oferować najlepsze lokalne rekomendacje miejsc? Dzięki wspomnianym 3 miliardom zameldowań oraz 30 milionom porad (i odrobiny magii za kulisami) udaje się nam to całkiem dobrze.

Otwarcie zawartości Foursquare dla każdego sprawia, że odwiedzający nie odbijają się od pustej strony do wprowadzania hasła, ale mogą samodzielnie ocenić czy warto tam zaglądać. Polscy użytkownicy mogą poczuć się trochę rozczarowani, bo ilość porad oraz wskaźników ocen miejsc nie jest jeszcze duża. Jednakże społeczność regularnie się powiększa i aktywnie współtworzy bazę danych, więc z miesiąca na miesiąc sytuacja na pewno będzie się poprawiać.

Ten krok to silne wyjście w konkurencję z już zadomowionymi na rynku Google+Lokalnie czy serwisem Yelp. Pod względem ilości użytkowników czy zostawionych opinii Foursquare w najbliższym czasie nie ma szans jeszcze im zagrozić, ale karty przetargowe ma całkiem niezłe. Przede wszystkim zdecydowanie mniej tu fałszywych komentarzy, jakich sporo znaleźć można w bazie Google. Można za to znaleźć tu znakomite listy czy bardzo praktyczne porady (np. dzięki jednej z użytkowniczek mam informacje o hasłach do sieci WiFi w popularniejszych kawiarniach w moim mieście). Na Zachodzie Foursquare znany jest też z systemu ofert specjalnych dla swoich użytkowników (typu: „zamelduj się w naszej kawiarni, a dostaniesz cappuccino gratis”). Jego przewagą jest też wszechstronność: wiele z serwisów skupia się na rekomendacji z zakresu gastronomii, na Foursquare recenzować można praktycznie każde miejsce. Marketingowo serwis w Polsce nie jest jeszcze eksploatowany.

Nowy system ocen i tagowania

Dosłownie kilka dni temu aplikacja na iPhone ‘a (oraz webowa wersja serwisu) otrzymał nowy system ocen miejsc. Poprzez analizę polubień, porad, zameldowań (ich ilości, częstotliwości, powrotów, etc.) zostawianych przy lokalizacjach system generuje dla każdego z nich ocenę w przedziale 1-10. To pozwala użytkownikom wstępnie ocenić, jak bardzo popularne jest dane miejsce wśród członków społeczności. Czy jednak na tej podstawie możemy wnioskować o jakości usług? Trudno to jeszcze stwierdzić, choć użytkownicy zauważają, że system często wystawia wysokie oceny miejscom typu bary fast-food, etc. Ale czego spodziewać się po mechanizmie, który próbuje uśrednić gust masy?

Wreszcie przedwczoraj użytkownicy telefonów z iOS (tak, tak – Wy z jabłuszkami zawsze jesteście pierwsi) otrzymali możliwość oznaczania osób w statusach dodawanych do czekinów. Co w tym dziwnego? A to, że aplikacja pozwala na tagowanie osób, które nie mają konta na Foursquare, ale którzy są naszymi znajomymi na Facebooku.

Na pewno zdenerwuje to parę osób, które nagle dowiedzą się, że się zameldowały, choć tego wcale nie chciały. Będą to jednak nieliczni. Wprowadzone rozwiązanie to dobry sposób na ściągniecie do serwisu nowych użytkowników. A na pewno na uświadomienie im jego istnienia.

Takie działanie to także mały cios dla wbudowanej w Facebooka usługi Miejsca (Places). Dzięki temu będziemy mogli meldować się w swoich ulubionych miejscach wraz ze znajomymi korzystając z (moim zdaniem) wygodniejszej usługi jaką jest Foursquare. Do tej pory było to możliwe tylko w postach na Facebooku, poprzez dodawanie do nich tagów geolokalizacji.

Potrzeba ostrożnych zmian

Nie ma jednak róży bez kolców. Zmiany w kierunku otwierania usługi na innych, niezarejestrowanych użytkowników, pociągają ze sobą ryzyko ujawnienia danych gromadzonych przez użytkowników na ich profilach. Danych, które do publicznego wglądu nie powinny być dostępne. Po zmianach publiczne profile użytkowników na Foursquare pokazują więcej informacji, niż w wersji poprzedniej. Oprócz dodanych przez nas porad, są to odznaki (było wcześniej) oraz lista miejsc, w których mamy więcej zameldowań od innych (tzw. Mayorships – tego wcześniej nie wyświetlano). Upublicznienie tej ostatniej sekcji sprawia, że inni widzą również te miejsca, które oznaczono w bazie jako prywatne. Według regulaminu nie powinny być widoczne dla ludzi spoza listy znajomych. A są.

Zmiany, jakie skumulowały się teraz wokół najpopularniejszego serwisu geolokalizacyjnego na świecie pokazują, że prowadzone są według przemyślanego planu. Dodanie w lipcu tego roku opcji polubień miejsc dało szansę wygenerowania ocen lokalizacji. Stopniowe wdrażanie usługi „Explore” i wprowadzenie samodzielnie uruchamianych stron to krok w kierunku upubliczniania serwisu i zmiany jego charakteru – z zamkniętej sieci społecznościowej, do usługi rekomendacyjnej. Wreszcie zmiany opisane powyżej, to krok w stronę przyciągnięcia kolejnych użytkowników. Pytanie tylko, czy nie odbędzie się to bez szkody dla już aktywnych tam osób? I czy to wystarczy by rywalizować z potentatami a rynku?