W świecie pełnym iluzji wszystko jest kłamstwem. Recenzja komiksu Cyberpunk 2077: Blackout

Segment komiksów w uniwersum Cyberpunk 2077 rozszerzył się właśnie o kolejną pozycję – szósty już tom pod tytułem Blackout. W nim dzieje się… wiele. Tak wiele, że często trzeba wertować kartki w tył, żeby połapać się w historii i to wcale nie problem.
oplus_1048576

oplus_1048576

Uwaga – spoilery! Cyberpunk 2077: Blackout zrobi wam z mózgu sieczkę

Nie wiem, jak wy, ale ja od zawsze komiksy traktuje na wskroś rozrywkowo i to na zasadzie rozrywki z tej niezbyt wymagającej półki. Innymi słowy, podczas lektury zawieszam na hak krytyczne myślenie i pozwalam autorom wciągnąć mnie w wyimaginowany świat, przechodząc przez kolejne strony, jak przez masło i bez zbytniego zastanowienia. Efekt? Podchodzenie do komiksów kalibru Cyberpunk 2077: Blackout “na luzaku”, bo poprzez traktowanie ich w formie czytadełka na godzinę. Tym jednak razem odpowiadający za scenariusz Bartosz Sztybor zaskoczył mnie podwójnie.

Czytaj też: Recenzja Orły Rzymu od Enrico Mariniego. To ewidentnie komiks tylko dla pełnoletnich

Czas na spoilery. Cyberpunk 2077: Blackout przedstawia historię osoby, która swoim “towarem” (symulacjami w formie istnych narkotyków) jest w stanie zmienić życie innych na gorsze lub lepsze. Chociaż opowieść o tym można byłoby zamknąć w oklepanej formie, autorzy postanowili zastosować strategię wodzenia czytelnika za nos, co sprawia, że często czytamy 2-3 kartki komiksu tylko po to, aby rozczarować się poczynaniami bohaterów drugoplanowych i ponownie ich polubić, kiedy okazuje się, że przedstawiona historia była jedynie symulacją, mającą wyciągnąć ich ze słabości. To sprawia, że komiks Cyberpunk 2077: Blackout bawi się naszymi emocjami i stosuje na nas w pewnym stopniu tę samą strategię, którą główny bohater stosuje u swoich klientów. Efekt? Ten komiks to wręcz pozycja nie do pominięcia.