Garth Ennis w “Fury Max” przekracza granice gatunku komiksu superbohaterskiego, kreując opowieść bardziej zbliżoną do powieści wojennej i politycznego thrillera niż do typowej historii Marvela. Nick Fury w jego interpretacji nie jest bohaterem – jest żołnierzem, strategiem i cynikiem, który dawno przestał wierzyć w jakąkolwiek sprawiedliwość. To człowiek złamany przez rzeczywistość, którą współtworzy.
Czytaj też: Legenda samuraja w futurystycznym chaosie. Recenzja komiksu “Ronin”
Ennis ukazuje Fury’ego w kluczowych momentach powojennej historii – od konfliktu w Indochinach, przez inwazję w Zatoce Świń, aż po operacje podczas zimnej wojny. Te tło historyczne nie jest jednak tylko dekoracją; to pełnoprawny element fabuły, który uwypukla moralną ambiwalencję i polityczną manipulację. Scenariusz jest przesiąknięty brutalnością i cynizmem, a wojna przedstawiona jest jako brudna gra interesów, w której nie ma miejsca na honor czy bohaterstwo.
“Fury Max” – recenzja komiksu
Jedną z najmocniejszych stron “Fury Max” jest kreacja postaci. Ennis tworzy bohaterów z krwi i kości, dalekich od schematycznych postaci herosów czy złoczyńców. Nick Fury jest tu postacią tragiczną – człowiekiem, który tak głęboko zanurzył się w wojnie, że nie umie żyć poza nią. Jego relacje z innymi bohaterami – zwłaszcza z kolegami z armii, politycznymi manipulatorami oraz wrogami, których szanuje bardziej niż swoich przełożonych – pokazują pełen wachlarz emocji: od cynizmu, przez gorycz, aż po brutalną szczerość.
Czytaj też: Szpiegowska intryga na najwyższym poziomie. Recenzja komiksu “Zimowy Żołnierz”
Nie ma tu miejsca na patos ani uproszczenia. Ennis z brutalną szczerością pokazuje, jak wojna deformuje psychikę, niszczy relacje i pozbawia złudzeń. Postacie drugoplanowe – zarówno sojusznicy, jak i przeciwnicy – są pełnoprawnymi uczestnikami tej gry o wysoką stawkę, w której nikt nie wychodzi bez szwanku.


Darick Robertson, znany ze współpracy z Ennisem przy “The Boys”, idealnie oddaje brutalny ton “Fury Max”. Jego kreska jest dynamiczna, pełna detali i ciężka od emocji – w każdej zmarszczce na twarzy Nicka Fury’ego widać lata doświadczeń, zmęczenie i gorycz. Robertson nie ucieka od dosadności – wojna w jego wydaniu jest chaotyczna, brudna, pełna przemocy, ale nigdy nie popada w przesadną karykaturalność.

Mocną stroną jego stylu jest umiejętność operowania światłem i cieniem, co dodaje scenom dramaturgii. Komiks jest jednak bardzo ciemny. Mimika bohaterów jest wyjątkowo ekspresyjna – można odczytać z niej więcej niż ze słów. Twarze są zmęczone, spocone, pokryte bliznami, a oczy mówią więcej niż dialogi. Robertson świetnie oddaje realizm działań wojennych, unikając taniej widowiskowości i zbędnych upiększeń.

“Fury Max” to nie tylko opowieść o wojnie, ale również refleksja nad moralnością, polityką i człowieczeństwem. Ennis zmusza czytelnika do konfrontacji z niewygodnymi pytaniami: czy cel zawsze uświęca środki? Czy istnieje sprawiedliwa wojna? Jaką cenę płaci człowiek, który decyduje się walczyć do końca?

Ten komiks nie jest dla każdego – jest wymagający, ciężki i miejscami wręcz przygnębiający. Jest brutalny, pozbawiony jakiejkolwiek idealizacji czy moralizowania. Bohaterowie nie są ani dobrzy, ani źli – są ludzcy w całej swej brutalnej złożoności. Fury nie jest wybawicielem ani demonem, ale człowiekiem z krwi i kości, który żyje w świecie, gdzie nie ma prostych wyborów.