Frank Miller, twórca ikonicznych dzieł jak “Sin City”, “300” czy “Batman: Powrót Mrocznego Rycerza”, w “Roninie” serwuje opowieść, która jest jak szlifowanie krawędzi miecza: pełna precyzji, brutalności i filozoficznej głębi. To nie tylko komiks – to doświadczenie artystyczne i intelektualne, które stawia pytania o naturę honoru, zemsty i miejsca człowieka w świecie technologii, gdzie duchowość wydaje się coraz bardziej archaicznym konceptem. To w moim osobistym rankingu jeden z najlepszych komiksów roku.
W albumie “Ronin”, który ukazał się dzięki Wydawnictwu Egmont, zebrano oryginalną, sześcioczęściową miniserię, a ponadto dodano wstęp byłej prezes i wydawcy DC Jenette Kahn oraz kilkanaście szkiców i ilustracji promocyjnych Franka Millera.
“Ronin” – recenzja komiksu
“Ronin” to opowieść o samuraju bez pana, przeniesionym z czasów feudalnej Japonii do dystopijnej przyszłości Nowego Jorku. To historia tyleż o odkupieniu, co o zagubieniu – o człowieku, który w świecie pełnym technologicznych cudów i moralnego chaosu szuka swojego miejsca. Miller, jak na mistrza przystało, splata tu wątki mitologiczne, cyberpunkowe i filozoficzne w jedną, pulsującą energią narrację.
Czytaj też: Batman i Superman jakiego nie znacie od twórcy “Sandmana”. Recenzja “Uniwersum DC według Neila Gaimana”
Fabuła przemyka pomiędzy refleksją a akcją, jak miecz między żebrami przeciwnika – precyzyjna i bezlitosna. Bohater staje się lustrem, w którym odbijają się nasze własne lęki: co stanie się z człowiekiem, gdy honor przestanie mieć znaczenie, a technologia przejmie władzę nad duszą?
Styl Millera w “Roninie” jest równie rewolucyjny, jak jego narracja. Brutalna surowość kreski i śmiałe użycie kolorów budują wizję świata pełnego kontrastów: między przeszłością a przyszłością, między honorem a jego brakiem, między człowieczeństwem a maszyną. Kadry przypominają obrazy ekspresjonistyczne – każdy z nich jest jak stworzony przez awangardowego malarza, który próbuje uchwycić chaos i piękno jednocześnie. Są jednocześnie wyraziste i subtelne, proste i głębokie.
Gra świateł i cieni, charakterystyczna dla Millera, nadaje opowieści klimat noir, ale w futurystycznym wydaniu. Dynamika kadrów i ich nieszablonowy układ każą zatrzymać się na dłużej, by chłonąć każdy szczegół – to nie jest komiks do szybkiego przeczytania, lecz dzieło, które wymaga skupienia i kontemplacji. Zabawne, bo historia jest oszczędna w słowa, wręcz z nich wyprana, a mimo to nie sposób przejść obok niej obojętnie.
“Ronin” to nie tylko podróż przez czas i przestrzeń, ale również głęboka refleksja nad kondycją człowieka. W świecie, gdzie granice między człowiekiem a maszyną się zacierają, pytanie o miejsce honoru, wiary i tradycji staje się boleśnie aktualne. Komiks stawia pytania, które rezonują z naszym współczesnym lękiem przed utratą tożsamości w coraz bardziej zautomatyzowanym świecie. O fabule najlepiej wiedzieć jak najmniej, by samemu móc się nią delektować.
Czytaj też: A słowo obrazem się stało… Recenzja komiksu “Niepisane. Tom 1”
Miller w “Roninie” zdaje się pytać: czy w świecie, który odrzucił kodeks, jest jeszcze miejsce na bohaterów? A może to właśnie upadek tradycyjnych wartości czyni z nas roninów – zagubionych wojowników w czasach, które przestały pojmować, czym jest honor?
W świecie komiksów, gdzie dominują superbohaterowie w lateksowych kostiumach, “Ronin” to dzieło unikalne. To mieszanka mitologii, filozofii i cyberpunku, która wyprzedziła swoje czasy i wciąż pozostaje świeża. To komiks, który można czytać na wiele sposobów: jako opowieść o odkupieniu, komentarz na temat technologii i człowieczeństwa, albo jako wizualne arcydzieło.