Skorpion Tom 5 jest tym samym, ale bez “tego czegoś”
Komiksy ze Skorpionem w roli głównej budują jedną z najuważniej śledzonych przeze mnie serii dzieł tego typu. Dużo akcji, charyzmatyczni bohaterowie, fabuła, do której trzeba podchodzić z przymrużeniem oka oraz grafiki, na których oko można z kolei zawiesić. To już było… i najpewniej nie wróci więcej, bo piąte wydanie zbiorcze komiksów w tej serii kontynuuje historię, która powinna zakończyć się wraz z rozwiązaniem głównego wątku w tomie czwartym. Awanturnik zostałby w naszych głowach awanturnikiem, a historia zakończyłaby się z poniekąd ciekawym morałem… ale nie, twórca uznał, że Skorpion jeszcze nie trafi do szuflady.
Czytaj też: Wielki koniec przygód Skorpiona… ale czy na pewno? Recenzja komiksu Skorpion Tom 4



Piąty album zbiorczy zawiera dwa tomy oryginalne Egipcjanin Tamose i Grobowiec sługi jedynego boga, które w gruncie rzeczy przedstawiają bardzo charakterystyczną dla tej serii akcję. Jednak mimo tej znajomej fabuły, od razu poczujecie, że coś tu nie gra, a tym czymś są… rysunki. Odpowiada za nie Luigi Critone, a nie (jak do tej pory) Enrico Marini, który robił po prostu lepszą robotę, nadając historii dodatkowego pazura. Nie zapowiada się jednak, że możemy liczyć na powrót mistrza, więc kolejne zeszyty w tej serii, które prawie na pewno powstaną (zakończenie tomu 5 jednoznacznie to potwierdza) i trafią na polski rynek za kilka, a może nawet kilkanaście lat, nadal będą opatrzone tymi “innymi” grafikami. Nie są one wprawdzie złe, ale w połączeniu ze specyficzną historią, po prostu budują coś, co nie jest tak dobre, jak poprzednie tomy z serii.