Z człowieka broń, z bólu mit. Recenzja “Wolverine. Broń X”

Nie każdy mit rodzi się w blasku heroizmu. Niektóre – jak ten o Wolverine’ie – wykluwają się w ciemnych, sterylnych laboratoriach, gdzie człowieka pozbawia się imienia, by uczynić z niego coś więcej. Albo coś znacznie mniej.
Wolverine. Broń X

Wolverine. Broń X

“Wolverine. Broń X” to nie tylko komiks – to wiwisekcja człowieczeństwa. Opublikowany po raz pierwszy w latach 1991-1992 w ramach Marvel Comics Presents, ze scenariuszem i rysunkami stworzonymi przez Barry’ego Windsora-Smitha, artystę kojarzony wcześniej głównie z barokowym stylem fantasy. Jednak “Broń X” to jego mroczny poemat – opowieść o tym, jak mit może zostać przetopiony w stal, a dusza zredukowana do serii odruchów warunkowych. To historia dobrze znana osobom, które pamiętają czasy TM-Semic i Mega Marvel, a wszystkim pozostałym polecam sięgnąć po nowe wydanie Egmontu.

Czytaj też: Ewangelia na trzy akordy i bunt bez przebaczenia. Recenzja “Punk Rock Jesus”

Bohaterem komiksu – lub raczej obiektem – jest Logan, mutant o zdolnościach regeneracyjnych, schwytany przez rządowy program Weapon X. W tajnym kompleksie naukowcy przeprowadzają na nim brutalne eksperymenty, wszczepiając mu adamantowe ostrza i modyfikując mózg, by pozbawić go wolnej woli. To nie jest origin story w klasycznym sensie. To zderzenie mitu Prometeusza z “Mechaniczną pomarańczą”. Logan nie wybiera losu bohatera – zostaje nim przez cierpienie, przez sprzeciw wobec własnej instrumentalizacji. Windsor-Smith pokazuje moment, w którym superbohater nie rodzi się ze szlachetnego aktu, lecz z narzuconego upodlenia.

“Wolverine. Broń X” – recenzja komiksu

Największą siłą “Broni X” nie jest wcale scenariusz, bo historia jest banalnie prosta, a forma, która go niesie. Barry Windsor-Smith stworzył jedną z najbardziej ekspresyjnych i dusznych warstw wizualnych w historii komiksu mainstreamowego. Jego kadry są jak obiektywy kamer przemysłowych: zimne, precyzyjne, niemal medyczne. Artysta często ogranicza kolory do przytłumionych barw technicznych – bieli, szarości, czerwieni. Obraz współbrzmi z treścią: świat Weapon X nie zna niuansów emocji, tylko protokoły.

Wolverine. Broń X

Postać Logana ukazana jest nie jako muskularny heros, ale wyniszczone ciało podłączone do kabli, katowane prądem, pokrywane warstwa po warstwie syntetycznych struktur. Gdy ostatecznie wyrywa się na wolność, jego wizerunek przypomina bardziej apokaliptyczną bestię z halucynacji niż człowieka. I właśnie ta halucynacja – gra między tym, co realne, a tym, co wszczepione – jest osią artystyczną całego albumu.

Czytaj też: Recenzja komiksu Wolverine Epic Collection: Powrót do podstaw

Ten komiks to coś więcej niż opowieść o brutalności. To filozoficzna refleksja nad podmiotowością, nad granicą, gdzie kończy się “ja”. Czy Logan – pozbawiony imienia, pamięci, wolności – wciąż jest sobą? Czy jego tożsamość przetrwała pomimo prób jej rozszczepienia przez technologię? Windsor-Smith zadaje pytania z pogranicza transhumanizmu i egzystencjalizmu: czym jest ciało, gdy przestaje być nasze? Czym jest wolna wola, gdy można ją przeprogramować?

Wolverine. Broń X

Nie bez powodu narracja naukowców przypomina raporty z eksperymentów w stylu Milgrama czy stanfordzkiego eksperyntu więziennego – chłodna terminologia, odczłowieczenie obiektu, racjonalizacja przemocy. “Broń X” może być odczytana jako krytyka militaryzacji nauki, uprzedmiotowienia jednostki i iluzji postępu.

Wolverine. Broń X

Komiks Windsora-Smitha miał kolosalny wpływ na sposób, w jaki przedstawiano Wolverinea i innych bohaterów Marvela w kolejnych dekadach. Po “Broni X” Logan już nigdy nie był tylko “twardzielem z pazurami” – jego trauma, jego animalistyczna natura i zapętlona pamięć stały się rdzeniem jego mitologii. To właśnie ten wizerunek – z kablem wetkniętym w kark, z oddechem skroplonym w parze z ust – znajdziemy w filmie “X-Men 2” Bryana Singera, w serialu “X-Men ’97” i w kultowym “Loganie” Jamesa Mangolda z 2017 roku. Wszędzie tam pobrzmiewają echa klaustrofobicznej opowieści Windsor-Smitha.

Wolverine. Broń X

Nie sposób nie zauważyć też podobieństw do innych mediów z lat 90. – choćby “Matriksa”, w którym ciała są hodowane przez maszyny, czy “Akiry” Otomo, gdzie eksperymenty na ludziach kończą się transhumanistycznym koszmarem. Podobnie jak te dzieła, “Broń X” operuje na styku biologii, technologii i psychiki – i podobnie zmusza odbiorcę do zadania sobie pytania, gdzie kończy się człowiek, a zaczyna maszyna.

Wolverine. Broń X

“Wolverine. Broń X” nie jest łatwą lekturą. Nie oferuje klasycznej struktury fabularnej, nie daje katharsis. To raczej komiksowe “Jądro ciemności” – halucynacyjna podróż w głąb ludzkiej dzikości i naukowej pychy. Ale właśnie dlatego jest tak ważny. Windsor-Smith udowodnił, że mainstreamowy komiks superbohaterski może być nie tylko rozrywką, ale też sztuką i filozofią. To opowieść o duszy w metalowej klatce. O cierpieniu, które nie odbiera człowieczeństwa, lecz je na nowo definiuje. O bestii, która była człowiekiem – i może jeszcze kiedyś nim będzie.