Silver Surfer jest dla mnie szczególną komiksową postacią. Gdy po raz pierwszy zetknąłem się z nim w 1994 r. na łamach serii “Mega Marvel” (słynnego wydawnictwa TM-Semic), od razu mnie zauroczył. W Polsce o Strażnikach Galaktyki wtedy nikt nie słyszał, a Silver Surfer oferował zupełnie nowe doświadczenia w komiksowych historiach, zwłaszcza dla dzieciaka zafascynowanego kosmosem.
Czytaj też: Spider-Man jeszcze bardziej filozoficzny niż zwykle. Recenzja “Amazing Spider-Man. Tom 1”
Kiedy Egmont poinformował o wydaniu dwóch nieznanych mi wcześniej komiksów o przygodach Silver Surfera, wiedziałem, że mogę spodziewać się pozycji najwyższej próby. I nie zawiodłem się. “Silver Surfer. Tom 1” i “Silver Surfer. Tom 2” Dana Slotta oraz Michaela i Laury Allredów to pięknie narysowana, świetnie opowiedziana historia kosmicznego heralda, która stawia wiele ważnych pytań, także tych najistotniejszych, o naturę człowieczeństwa.
“Silver Surfer. Tom 1” i “Silver Surfer. Tom 2” – recenzja
Punkt wyjścia tej historii jest prosty. Silver Surfer, doświadczony strażnik kosmicznych szlaków, zwiedził wszechświat wzdłuż i wszerz, odwiedzając przeróżne światy. Wydawało się mu, że nic go nie zaskoczy, aż spotkał Dawn Greenwood z Ziemi. Czy się w niej zakochał? Wspólnie udali się w najdziwniejsze zakątki kosmosu, odwiedzili planetę Euforię, poznali Królową Nigdy i pomogli istotom poszukującym raju uniknąć głodu Galactusa. Na pozór to “prosta” historia miłosna, ale w komiksach nic nie jest takim, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka.
Silver Surfer napisany przez Dana Slotta oraz narysowany przez Michaela i Laurę Allred składa się z dwóch tomów, warto mówić o nich jako o zamkniętej całości. To bardzo dojrzały komiks, choć niepozbawiony młodzieńczej wariacji. Nie jest to jednak komiks dla każdego. Oldschoolowy, inspirowany pop-artem, a jednocześnie niepozbawiony humoru i głębokich myśli.
Silver Surfer wydaje się postacią mocno odklejoną od rzeczywistości, która idealnie odnalazłaby się w realiach ostatnich “Strażników Galaktyki” Jamesa Gunna. Jeżeli jesteście fanami Groota i spółki, to jest duża szansa, że Silver Surfer Slotta i Allredów Wam się spodoba. Komiks został doceniony przez krytyków – jeden z zeszytów (nr 11) otrzymał nagrodę Eisnera, co wcale mnie nie dziwi, gdy spojrzę na sposób, w jaki został narysowany.
Scenariusz “Silver Surfer. Tom 1” jest odważny, a “SS. Tom 2” trzyma poziom, mimo iż czujemy w powietrzu, dokąd zmierza ta historia. Dan Slott doskonale buduje napięcie i pokazuje dziwne światy odwiedzane przez Dawn oraz Sufera jakby były egzotycznymi zwierzętami w zoo. Czytelnik nie jest w tym wszystkim zagubiony, chociaż tempo akcji jest bardzo wartkie. Dużą siłą jest tu oprawa wizualna, która utrzymana w oldschoolowym stylu, znajdzie swoich miłośników. Mimo że komiks został wydany niecałe 10 lat temu, to kreska wygląda tu jakby została żywcem wyjęta z lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Kolory są pastelowe, bohaterowie wydają się niewyraźni, a kadry czasami sprawiają wrażenie niedbałych. Taki był celowy zabieg Michaela i Laury Allred – czuć tu ducha pop-artu!
Czytaj też: Taki właśnie ma być Cyberpunk. Recenzja komiksu Cyberpunk 2077 Słowo Honoru
“Silver Surfer. Tom 1” i “Silver Surfer. Tom 2” to cały run Dana Slotta, więc jeżeli zabieracie się za czytanie, to warto od razu zaopatrzyć się w obie części. Dla mnie to jeden z lepszych komiksów, jakie czytałem w ostatnich latach, ale zdaje sobie sprawę, że nie każdemu się spodoba. To dowód na to, że nie wszystkie komiksy o superbohaterach są jak “odgrzewane kotlety” i dotykają “przyziemnych” problemów. Silver Sufer zabierze Was w szaloną jazdę bez trzymanki.