152 stron krwawej masakry, czyli recenzja Injustice. Bogowie pośród nas. Rok zerowy

Jak to wszystko się zaczęło? Odpowiedź na to pytanie w przypadku serii Injustice. Bogowie pośród nas zapewnił nam właśnie nowy komiks Injustice. Bogowie pośród nas. Rok zerowy, który pojawił się na rynku za sprawą wydawnictwa Egmont.
152 stron krwawej masakry, czyli recenzja Injustice. Bogowie pośród nas. Rok zerowy

Chaos, który jeży włosy na głowie. Injustice. Bogowie pośród nas. Rok Zerowy to pozycja obowiązkowa

Po przegryzieniu się przez potężną lekturę w postaci Joe Golema dobrze jest wskoczyć w odwiedziny do starych dobrych superbohaterów, którzy w Injustice. Bogowie pośród nas. Rok Zerowy ciągle są tak bohaterscy, jak można sobie to wyobrazić. Tyle tylko, że tym razem za sprawą Jokera sprawy nabierają kompletnie innego obrotu i jest to podane w bardzo krwawy i niezmiennie “jokerowy” sposób. Efekt? Lektura, od której nie można się oderwać. Zwłaszcza że nawet mimo nieobycia w świecie “bohaterów DC”, wiele powracających postaci w tej pozycji było mi dziwnie znanych, choć zaliczały one bardzo epizodyczne wystąpienia i często oderwane od kontekstu, jeśli ktoś nie czytał innych pozycji z serii Injustice. Bogowie pośród nas. Dlatego zresztą ten konkretny komiks rozpisany na ponad 150 stron w ramach zeszytów Injustice: Year Zero #1-14 jest prequelem do głównej historii.

Czytaj też: Olimp miesza się w sprawy superbohaterów, czyli recenzja Injustice. Bogowie pośród nas. Rok czwarty

Injustice. Bogowie pośród nas. Rok Zerowy przedstawia czasy, w których Superman i Batman nie byli do siebie wrogo nastawieni. Przedstawia jednocześnie Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości w czasach II wojny światowej oraz historię pewnego amuletu, o którego otarł się sam Hitler i który na łamach tego komiksu wpada w ręce Jokera. Co z tego wyniknęło? Świetna lektura opatrzona przyjemnymi dla oka grafikami na trzy, góra cztery dłuższe posiedzenia.