Wina, którą nosisz pod maską. Recenzja komiksu “Daredevil” Chipa Zdarsky’ego

Nowy “Daredevil” Chipa Zdarsky’ego to nie jest opowieść o powrocie bohatera. To historia o człowieku, który próbuje udawać, że nim jeszcze jest.
Daredevil Chipa Zdarsky’ego

Daredevil Chipa Zdarsky’ego

Chip Zdarsky (scenarzysta m.in. “Public Domain”, “Stillwater” i “Spider-Man: Historia życia”) bierze ikonę Marvela i bez znieczulenia rozcina jej mit. Nie buduje na nowo, a zaczyna od ruiny. Matt Murdock wraca do życia po wypadku, ale to, co wraca razem z nim, to nie moc czy misja, tylko wątpliwość. Co się dzieje, kiedy próbujesz znów być Daredevilem… i nie działa?

Czytaj też: Powrót do korzeni. Recenzja “Daredevil. Znowu w czerni”

Bo Daredevil nie potrafi się bić tak jak kiedyś. Nie regeneruje się tak szybko. I – co najgorsze – nie ma już tej wewnętrznej pewności, że robi to, co trzeba. A gdy jedna z jego interwencji kończy się śmiercią drobnego złodziejaszka spirala winy rusza. I nie zamierza się zatrzymać.

“Daredevil. Tom 1” Chipa Zdarsky’ego – recenzja komiksu

Nie ma tu łatwego katharsis. Zdarsky pisze Matta Murdocka jako bohatera po przejściach, który coraz bardziej przypomina uzależnionego – od bólu, od maski, od poczucia sprawczości, które daje mu nocne wyjście na dach. Daredevil nie działa już z misji. On działa, bo nie umie inaczej. To jego język. Jego religia. Jego kara.

Ale co, jeśli ta religia jest fałszywa?

Czytaj też: Wojna bez bohaterów. Recenzja komiksu “Fury Max”

W tym tomie temat wiary – zarówno w Boga, jak i w samego siebie – staje się kołem napędowym. Zdarsky wyciąga z Murdocka katolika nie tylko kulturowego, ale głęboko neurotycznego: grzeszącego, bijącego się w pierś i wracającego na ulicę, bo tylko tam czuje, że jeszcze istnieje. I to jest najmocniejsze uderzenie tej opowieści – pokazanie, że nawet heroizm może być formą ucieczki od odpowiedzialności.

Daredevil Chipa Zdarsky’ego

Marco Checchetto, główny rysownik tego tomu, to człowiek, który nie musi krzyczeć kolorem, by cię przytłoczyć. Jego Nowy Jork to nie miejsce – to stan psychiczny. Każdy cień ma tu znaczenie, każdy błysk ulicznej lampy odbija się od wilgotnych chodników jak echo złych decyzji. Jest w tym stylu coś z noiru, ale bardziej cielesnego. To nie klimat retro, to rzeczywistość, którą czujesz na skórze. Postacie są ciężkie, zmęczone, jakby nie tylko walczyły ze złem, ale też z grawitacją i moralnym bólem istnienia. A jest tu całkiem sporo znanych i lubianych cameo.

Daredevil pokazany w tej opowieści nie jest symbolem zwycięstwa, a raczej porażki. W tym tomie nie ma klasycznej fabularnej struktury z rosnącym napięciem i wielkim finałem. Jest raczej dryf przez miasto i siebie samego. Ulice Hell’s Kitchen, kiedyś tylko sceneria, stają się lustrem, w którym odbija się upadek Matta.

Nieprzypadkowo pojawia się tu inspektor Cole North – nowa postać, świeżo przeniesiona z Chicago, który nie zna ani Matta, ani legendy Daredevila. Dla niego to po prostu facet, który może być mordercą. I choć dla nas, czytelników, Matt jest ikoną – Zdarsky zadaje pytanie: może North ma rację?

Daredevil Chipa Zdarsky’ego

Ten ruch narracyjny jest mistrzowski. Stawia nas w sytuacji, w której musimy spojrzeć na naszego bohatera z zewnątrz. Bez emocjonalnego filtra. I może po raz pierwszy – zwątpić. Zdarsky reinterpretuje nie tylko mit Daredevila, ale całą jego teologię. Nie mamy tu świętego wojownika, a ślepego penitenta, który nie wie, czy jeszcze ma prawo nosić maskę. I czy kiedykolwiek je miał.

Daredevil Chipa Zdarsky’ego

“Daredevil. Tom 1” od Zdarsky’ego to nie jest “wciągająca lektura” ani żadne “nowe rozdanie”. To narracyjny granat wrzucony w fundamenty tej postaci. Świetnie napisany. Rysowany z ciałem i emocją. I absolutnie niepokojący. Daredevil nie wraca jako superbohater. Wraca jako mężczyzna po upadku, który próbuje jeszcze raz stanąć na nogi – nie po to, by ratować świat, ale żeby sprawdzić, czy sam jeszcze istnieje.