Legenda, która wraca na pustynię współczesności. Recenzja komiksu “Zorro. Z martwych”

Zorro wraca, ale nie takiego go pamiętamy. W “Z martwych” Sean Murphy przenosi ikonę popkultury w świat twardej współczesności, gdzie kartel jest groźniejszy niż jakakolwiek kolonialna administracja, a legenda maski musi znaleźć nowe znaczenie. To reinterpretacja odważna, czasem zaskakująco emocjonalna, czasem aż za szybka, ale zawsze świadomie grająca mitologią, która od ponad 100 lat przyciąga wyobraźnię.
Zorro. Z martwych

Zorro. Z martwych

“Zorro. Z martwych” to nie klasyczna opowieść o szlachcicu wymykającym się nocą z hacjendy, by złoić skórę skorumpowanym władzom. Murphy przenosi nas do współczesnego Meksyku, gdzie La Vega – miasteczko z własnymi mitami, traumami i rytuałami – żyje w cieniu kartelu El Rojo. To nie jest tylko zmiana dekoracji. To przeniesienie Zorra do świata, w którym romantyczna rewolucja nie ma już racji bytu. Pojedynki zamieniają się w gwałtowne starcia, a zagrożenie nie ma twarzy nadętego kapitana gwardii, tylko sieć ludzi, pieniędzy i przemocy.

Czytaj też: Ewangelia na trzy akordy i bunt bez przebaczenia. Recenzja “Punk Rock Jesus”

Tym, co najmocniej działa w scenariuszu, jest sposób, w jaki Murphy gra z samym pojęciem legendy. Tu Zorro nie jest po prostu bohaterem. Zorro jest tradycją, rolą, maską, za którą można się schować, ale też ciężarem – w tym świecie zakładanie jej nie jest romantycznym gestem, tylko desperacką próbą wywołania choćby krzty nadziei.

Zorro. Z martwych

Diego i Rosa, rodzeństwo będące emocjonalnym centrum opowieści, traktują mit Zorra zupełnie inaczej. On szuka w masce siły i sensu, ona – widząc realia, w jakich żyją – patrzy na to jak na niebezpieczną fantazję. W tej dynamice jest coś prawdziwego, coś uchwyconego na styku mitu i współczesności: pytanie, czy opowieść, która niosła ludzi 100 lat temu, ma jeszcze cokolwiek do powiedzenia w świecie karteli i masowych grobów.

“Zorro. Z martwych” – recenzja komiksu

Scenariusz potrafi być bardzo konkretny, z energią, która pcha historię do przodu, ale momentami skraca drogę tam, gdzie aż prosi się o pogłębienie. Trauma, relacje rodzinne, motyw wejścia w rolę bohatera – to rzeczy, które mogłyby wybrzmieć jeszcze mocniej. Murphy robi to, co robi zwykle: daje świat pełen stylu i dramaturgii, ale zostawia czytelnika z wrażeniem, że w tych postaciach kryje się więcej, niż album faktycznie wyciąga na wierzch. To nie wada krytyczna, raczej niedosyt.

Czytaj też: Legenda samuraja w futurystycznym chaosie. Recenzja komiksu “Ronin”

Jeżeli chodzi o rysunku, nie tu ma żadnych wątpliwości – wizualnie “Z martwych” to petarda. Murphy wciąż rysuje tak, jakby między jego ołówkiem a kartką była linia wysokiego napięcia. Potrafi oddać dynamikę pojedynków tak, że czujemy każdy krok, każde szarpnięcie płaszcza, każde uderzenie. Postacie mają jego charakterystyczną ostrość, a kadry – ten specyficzny balans między chaosem a precyzją.

Do tego dochodzi klimat miejsca. Kolory uderzają ciepłem pustyni, kurzem ulicznych procesji i neonami nocnych scen. Meksyk w tym komiksie jest żywą, pulsującą przestrzenią, a nie tylko tłem – Murphy potrafi narysować miasteczko tak, że czujesz, jak powietrze drga od światła zniczy podczas Dia de Muertos. To rysunki, które nie tylko ilustrują historię, ale ją niosą.

Zorro. Z martwych

W jednej rzeczy graficzna strona mogłaby pomóc bardziej – w pogłębieniu emocji. Czasami, gdy scenariusz skacze z jednej intensywnej sceny do drugiej, chciałoby się, by kadr na moment zatrzymał się przy twarzy, dłoni, drobnym geście. Ale nawet gdy Murphy nie zwalnia, album pozostaje wizualnie imponujący. Dla fanów jego stylu to absolutny mus.

Zorro. Z martwych

“Z martwych” działa najlepiej jako komentarz do funkcjonowania mitu. Zorro od zawsze był czymś więcej niż bohaterem – był figurą sprzeciwu wobec władzy, od realiów kolonialnych po hollywoodzkie reinterpretacje. Murphy bierze tę ikonę i pyta: co zostaje, kiedy zabierzemy jej XIX-wieczny romantyzm i przeniesiemy ją do świata ludzi, którzy naprawdę boją się o życie? Czy legenda może jeszcze cokolwiek znaczyć? Czy maska daje siłę, czy tylko złudzenie?

Zorro. Z martwych

W tej refleksji jest dużo ciekawych napięć. Zorro przestaje być pojedynczym człowiekiem, a staje się wspólnotowym mechanizmem. Jego “zmartwychwstanie” nie dotyczy jednego bohatera – dotyczy historii, którą ludzie opowiadają sobie w mroku. To nie jest tylko przygodówka. To opowieść o nadziei jako konstrukcie kulturowym.

Zorro. Z martwych

“Z martwych” to komiks efektowny, klimatyczny i bardzo świadomy swojej ikony. To opowieść, która nie daje czytelnikowi wszystkiego, co mogłaby – ale daje wystarczająco dużo, żeby poruszyć i zostać w głowie. Jest tu miejsce na emocje, na przemyślenia o sile opowieści, na świetną akcję i imponujące rysunki. Jeśli ktoś lubi Murphy’ego, dostaje jego styl w pełnej krasie. Jeśli ktoś lubi Zorra – dostaje reinterpretację, która nie kłóci się z duchem oryginału, ale przenosi go w zupełnie nowy świat.

To historia, która może być jeszcze lepsza, gdyby była dłuższa. Ale jest też historia, która działa, bo używa mitu nie jako dekoracji, tylko jako narzędzia. I to jest jej największa siła.